Czy się komuś podoba czy nie, Dorota Masłowska jest jedyną współczesną polską autorką, która cieszy się obecnie zainteresowaniem europejskich scen. Wcześniej sztukę wystawiono w Londynie.
To również zasługa projektu TR/PL Grzegorza Jarzyny, który zamówił tekst dla warszawskich Rozmaitości. Sztuką zainteresował się Armin Petras, dyrektor berlińskiego teatru Max Gorki, jednego z najważniejszych w Niemczech. Przygotował premierę w koprodukcji z dwoma ważnymi festiwalami niemieckiego obszaru językowego – Wiener Festwochen i Theatherformen.
„Dwoje biednych Rumunów” idealnie komponuje się z głównym motywem wiedeńskiej imprezy – cywilizacyjnymi granicami i podziałami w naszym świecie, które celnie ilustruje plakat: mężczyzna o ciemnej karnacji próbujący niczym skoczek wzwyż pokonać przeszkodę w postaci parkanu z drutem kolczastym.
Masłowska napisała gorzką tragikomedię o młodych Polakach – aktorze grającym księdza w telenoweli i samotnej matce. Przebrali się za Rumunów z myślą o maskaradzie, by uciec od codziennych problemów. Pocieszając się, że są jeszcze gorsi od nich – leczą własne kompleksy. Sztuka skrzy się od dramaturgicznych pomysłów i zaskakujących zwrotów akcji. To wschodnioeuropejski film drogi z suspensem. Bohaterowie porywają samochód, rozdają pieniądze. A gdy przestają działać narkotyki, błagają o pomoc w przydrożnym barze Cymesik, próbują wrócić do stolicy z pijaną warszawianką, która chciała rozbić samochód zdradzającego ją męża.
Masłowska wykazała się nie tylko vis comica, ale także wrażliwością na obyczajowe i językowe zmiany. Świetnie czuje nowomowę i uczyniła z niej siłę napędową dialogów. Widownia w wiedeńskim Schauspielhaus przez cały czas pokładała się ze śmiechu, który cichł, im bliżej było do dramatycznego finału. Jednak Hilke Altefrohne grająca główną kobiecą rolę (Gina), miała wątpliwości, czy przekład Olafa Kuhla nie jest nazbyt gładki, wyjałowiony z wulgaryzmów.