Radomski kapłan należy do bohaterów, o których przez całe lata w PRL się nie mówiło. Jego życie jest przykładem heroizmu, a jednocześnie wielkiej skromności. Historia pokazana w spektaklu przypomina momentami kryminał, który dobrze oddaje atmosferę sprzed 40 lat. Ważnym elementem przedstawienia są zdjęcia dokumentalne, w tym autentyczne nagrania kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Spektakl Pawła Woldana mimo doborowej obsady ogląda się raczej z zainteresowania tematem niż z powodów artystycznych. Aktorstwo jest na przyzwoitym poziomie, ale nic poza tym. Arturowi Żmijewskiemu, na szczęście, udało się nie zagrać symbolu, lecz żywego człowieka. Najciekawszą dramaturgicznie rolę stworzył Henryk Talar – pełnokrwistego przedstawiciela aparatu bezpieczeństwa. Esbek w jego wykonaniu jest postacią mroczną i przebiegłą. Ogniskuje uwagę widza, wnosi napięcie i dramaturgię. Co więcej, można odnieść wrażenie, że taki człowiek potrafi odnaleźć się w każdym systemie. Pozostali bohaterowie tej opowieści – także Olgierd Łukaszewicz jako pełen dostojeństwa prymas Wyszyński – zostali potraktowani dość schematycznie. Oglądając „Złodzieja w sutannie”, miałem wrażenie, że reżyser nie bardzo mógł się zdecydować, czy zrealizować teatr telewizji czy paradokument. Dlatego powstała hybryda. Choć ze szlachetnych pobudek.