[b] Rz: Ewa K. Czaczkowska: - Przeczytałam pana sztukę "Szatan i śmierć" i postanowiłam jej nie oglądać. W moim odczuciu jest tak obsceniczna, że aż obrzydliwa. Jaki był cel jej napisania? [/b]
[b]Peter Turrini:[/b] - W latach 80., kiedy powstawała, bardzo ważne było dla mnie pisanie o moralności Kościoła katolickiego w Austrii i o tym, że to, co uważam za grzech i przestępstwo, istnieje w polityce - jest to handel bronią i uciskanie ludzi. Moja sztuka jest specyficzną formą dramatu austriackiego, jaki powstał po roku 1945, a którą reprezentują również Elfriede Jelinek i Thomas Bernhard. To dramat, który charakteryzuje się ukazywaniem okropności na deskach teatru po to, żeby w jak najmniejszym stopniu miały one miejsce w życiu.
[b]E.K.Cz.: Ale gromadzi pan tych okropności w sztuce znacznie więcej, niż napotyka ich w życiu pojedynczy człowiek. Wychodzi pan też z błędnego założenia, że kto nie przeszedł przez piekło na ziemi, nie rozumie istoty grzechu. Tą osobą w sztuce jest ksiądz Bley, który nie może dać ludziom rozgrzeszenia, gdyż nie zna grzechu. Skoro ma on obrazować niemoralność Kościoła w Austrii, to pierwsze założenie przeczy drugiemu. Bley był moralny, póki pan nie wprowadził go w piekło na ziemi. [/b]
Trudno mi z panią dyskutować, ponieważ chce pani rozmawiać o czymś, czego nie chce widzieć. To zły punkt wyjścia do wymiany poglądów. Od czasów starożytnych funkcją teatru jest to, że na scenie w krótkim czasie gromadzi się to, co najbardziej tragiczne czy komiczne. Pani tak broni się przed tym, o czym piszę, że być może nie zauważyła, że są w sztuce bardzo poetyckie momenty pełne bliskości i życzliwości.
[b]E.K.Cz.: Skoro teatr jest dla widza, to również dla mnie. Powiedział pan, że chciał pokazać okropności świata po to, żeby nie miały one miejsca w życiu. Chce pan leczyć zło świata złem? [/b]