Reklama

Rokokowa komedia wagi ciężkiej

Sto minut „Parad" w warszawskim Teatrze Polskim to prawdziwa wieczność - pisze Jan Bończa-Szabłowski

Publikacja: 04.10.2012 10:12

Joanna Halinowska i Szymon Kuśmider

Joanna Halinowska i Szymon Kuśmider

Foto: Teatr Polski, Robert Jaworski RJ Robert Jaworski

Jan Potocki nie bez racji uchodzi za jedną z najbardziej niezwykłych postaci polskiej literatury. Arystokrata i ekscentryk wiodący życie awanturnicze zakończone samobójczym strzałem z pistoletu naładowanego srebrną kulą, zawdzięcza sławę powieści „Rękopis znaleziony w Saragossie".

Pod koniec XVIII wieku dla sceny Zamku w Łańcucie Potocki napisał „Parady" – błyskotliwe, utrzymane w stylu commedie dell'arte miniatury sceniczne. Polska premiera utworu na profesjonalnej scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego w 1958 r. była objawieniem. Pisano o inscenizacji Ewy Bonackiej jako arcydziele smaku i stylu, pełnym rokokowej lekkości. Dowcipne dialogi, pełne drwiny i frywolnego żartu, dały zwłaszcza Barbarze Krafftównie i Wiesławowi Gołasowi szansę na stworzenie wielkich kreacji. Tamta premiera wzbudziła sensację w Paryżu i zapoczątkowała modę na wystawienie tego utworu.

Te wydarzenia warto przypomnieć w kontekście ostatniej realizacji „Parad" w Teatrze Polskim. O lekkości i żarcie nie ma tu mowy. Postacie nie są kreślone piórkiem flaminga, tylko ciosane tępym dłutem w kamieniu.

Jest to o tyle trudne do pojęcia, że spektakl wyreżyserował ceniony Edward Wojtaszek (realizujący z powodzeniem swój teatr instrumentalny), a aktorzy Paweł Krucz i Szymon Kuśmider wielokrotnie dawali dowód talentu. Robiła, co mogła, Joanna Halinowska jako Zerzabella, ale nic z poświęcenia nie wyszło. Próba wiernej rekonstrukcji teatru dworskiego, występy w maskach okazały się mocno anachroniczne.

Porażka jest tym boleśniejsza, że we wtorek TVP Kultura przypomniała telewizyjną wersję „Parad" zrealizowaną w 1978 r. przez Krzysztofa Zaleskiego z brawurowymi rolami Piotra Fronczewskiego, Ewy Dałkowskiej, Marka Kondrata i Grzegorza Wonsa.

Reklama
Reklama

Tam reżyser wywiódł spektakl z teatru dworskiego, ale zrealizował w konwencji pastiszu commedie dell'arte, zachowując lekkość improwizacji i wyczucie parodii. Tu powstała ciężka rekonstrukcja.

Jan Potocki nie bez racji uchodzi za jedną z najbardziej niezwykłych postaci polskiej literatury. Arystokrata i ekscentryk wiodący życie awanturnicze zakończone samobójczym strzałem z pistoletu naładowanego srebrną kulą, zawdzięcza sławę powieści „Rękopis znaleziony w Saragossie".

Pod koniec XVIII wieku dla sceny Zamku w Łańcucie Potocki napisał „Parady" – błyskotliwe, utrzymane w stylu commedie dell'arte miniatury sceniczne. Polska premiera utworu na profesjonalnej scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego w 1958 r. była objawieniem. Pisano o inscenizacji Ewy Bonackiej jako arcydziele smaku i stylu, pełnym rokokowej lekkości. Dowcipne dialogi, pełne drwiny i frywolnego żartu, dały zwłaszcza Barbarze Krafftównie i Wiesławowi Gołasowi szansę na stworzenie wielkich kreacji. Tamta premiera wzbudziła sensację w Paryżu i zapoczątkowała modę na wystawienie tego utworu.

Reklama
Teatr
Klata reżyseruje „Krzyżaków”. Spektakl o narodowej sile czy zalążku katastrofy?
Teatr
Chiny przejmują Rosję po scenie sądu w Warszawie
Teatr
Kożuchowska, Seniuk, Sarzyńska zagrają na wrocławskim dworcu PKP
Teatr
Robert Wilson nie żyje. Pracował z Lady Gagą, Tomem Waitsem, Danutą Stenką
Teatr
Grażyna Torbicka: Kocham kino, ale kocham też teatr
Reklama
Reklama