Teatr, tak jak telewizja i literatura, coraz częściej żywi się współczesną historią i dokumentalnymi opowieściami, by pokazać podszewkę wielkiej polityki oraz rzeczywistości.
W ilustrowanym wizualizacjami finale spektaklu „Danuta W." Teatru Polonia, gra na ekranie sama Danuta Wałęsa. Samotna w wielkim domu, poprawia poduszki na kanapie w gigantycznym salonie i wychodzi do ogrodu, gdzie pieści jabłoń z dorodnymi owocami. Sama nie mogła liczyć na taką czułość. Rodziła dzieci, dawała sławnemu mężowi chwile wytchnienia, żyjąc w jego cieniu. Wyszła z niego dzięki szczerej, pełnej goryczy autobiograficznej książce „Marzenia i tajemnice" napisanej wspólnie z Piotrem Adamowiczem, a teraz zainscenizowanej przez Janusza Zaorskiego.
Janda się zacina
Wcześniej sztukę „Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" napisał Paweł Demirski. Wałęsa nie miał historycznych wąsów, tylko krzyczał do okradanych pracowników: „Nie ma wolności bez strajku". Przekonywał, że staliśmy się zakładnikami globalnych korporacji, które usidliły nas wieloletnimi kredytami. Związki zawodowe są uległe, a media tworzą wirtualny świat jak z reklamy. W finale 21 postulatów „Solidarności" trafiało na śmietnik, a stoczniowy styropian został zlicytowany na aukcji.
„Niesamowite przypadki Leszka M." Macieja Kowalewskiego pokazały pełny sprzeczności portret premiera Leszka Millera, na który składało się dzieciństwo bez ojca, kariera w PZPR, sprawa pożyczki moskiewskiej, rewelacje Anastazji Potockiej, spotkanie z szefem CIA i z pułkownikiem Kuklińskim. Był to portret negatywny, lecz niejednoznacznie prezentujący trudne czasy PRL.
„Generał" Jarosława Michałowskiego przywołał Wojciecha Jaruzelskiego, który gra przed samym sobą farsę człowieka o tragicznych życiowych wyborach. Tymczasem jest postacią operetkową i domowym tyranem. Autorytetem tylko dla ludzi, którzy razem z nim oczekują na proces.