Dla Polaków nie jest to nazwisko łatwe do zapamiętania, ale trzeba je znać, jeśli chce się cokolwiek wiedzieć o współczesnej sztuce tańca. Od trzech dekad Anne Teresa De Keersmaeker odgrywa w niej nie mniejszą rolę niż Pina Bausch. Tyle że u nas znana jest tylko fachowcom. W Polsce była zresztą raz, 19 lat temu.
Tymczasem ta belgijska artystka (rocznik 1960), która tańcem zainteresowała się dopiero jako 18-latka, wytycza nowe szlaki dla wielu naśladowców. Nie zawsze zresztą droga, po której kroczy Anne Teresa De Keersmaeker, jest klarowna. W tym, co tworzy, jest ogromne nowatorstwo, ale i monotonia gestów oraz ruchów, na którą cierpi niemal cały nowoczesny taniec.
Belgijka hołduje bowiem minimalizmowi. Przez stulecia choreografowie starali się wzbogacać ruch, ona zaś maksymalnie go upraszcza, bazuje na powtarzalności nieskomplikowanych gestów i kroków. Ta monotonia bywa nużąca, ale czasami choreografie De Keersmaeker niemal hipnotyzują widzów, zwłaszcza gdy tancerze dodają niesamowitą ekspresję.
Od 1983 r. De Keersmaeker prowadzi własny zespół Rosas, nazwany tak od jednej z jej najsłynniejszych choreografii. Przez 15 lat grupa ta rezydowała w najbardziej prestiżowym teatrze Belgii – La Monnaie w Brukseli. Od paru lat związki te uległy rozluźnieniu, ale w przyszłym sezonie Rosas pokaże tam dwa spektakle.
Dorobek artystki jest ogromny, jej choreografie stają się coraz bardziej teatralne. Takie są na przykład dwa plenerowe widowiska zrealizowane w 2011 r. dla festiwalu w Awinionie. „En Atendant" zaczynał się o zmierzchu, kończył w nocnych ciemnościach. „Cesena" z kolei rozpoczynała się o 4.30 rano i stopniowo sylwetki tancerzy zaczynały być widoczne w blasku świtu.