– Czy słyszałeś kiedyś o kraju, na terenie którego towary nie są swobodnie przewożone? Albo o państwie, które nie kontroluje swoich granic? – Ben Lowry, zastępca redaktora naczelnego najstarszej anglojęzycznej gazety świata „Belfast News Letter” i zdeklarowany lojalista, z trudem powstrzymuje emocje, które przecież nie przystoją angielskiemu dżentelmenowi. – Brytyjski rząd jest słaby, słaby, słaby – mówi „Rzeczpospolitej” o rokowaniach, jakie od dwóch lat Theresa May prowadzi z Brukselą.
Emocje rosną, bo unioniści nie czują się pewnie. Od lat nie sprzyja im ani demografia (katolicy mają więcej dzieci i stanowią już niemal połowę ludności Irlandii Północnej), ani geografia, która zdaje się wskazywać, że tak mała wyspa jak Irlandia powinna należeć do jednego kraju. Do tego doszedł teraz czynnik najważniejszy: gotowość rządu w Londynie do stworzenia dla Ulsteru odrębnych rozwiązań prawnych, bo tylko tak można uniknąć przywrócenia kontroli na granicy z Republiką Irlandii po wyjściu Zjednoczonego Królestwa z UE. Dla unionistów to byłby decydujący krok ku przejściu prowincji pod kontrolę Dublina.
Kwestia pryncypiów
Unijny negocjator Michel Barnier od paru tygodni mówi o „oddramatyzowaniu” kontroli towarów przewożonych statkami z Wielkiej Brytanii do Irlandii Północnej z przeznaczeniem na rynek europejski. Wskazuje, że rozładunek kontenerowca trwa i tak przynajmniej dziesięć godzin, więc nikt nie odczuje żadnej zmiany, jeśli w tym czasie inspektor wyrywkowo sprawdzi kilka paczek.
Jednak na tym decydującym etapie negocjacji wszyscy w Dublinie i Belfaście są zgodni, że tu nie chodzi o liczby, raporty i wykresy, które tak bardzo lubi Bruksela, tylko o coś znacznie ważniejszego: tożsamość mieszkańców Irlandii Północnej. Starcie ideowe, w którym nie tylko unioniści przyjmują pryncypialną postawę, ale także władze Republiki nie zgadzają się na żadne zmiany na granicy z Ulsterem.
– Jeśli postawisz tu choćby kamerę, to ktoś zaraz ją zniszczy i będzie musiał pilnować jej policjant. A potem policjanta żołnierz. I tak wrócimy do zasieków i wież kontrolnych, a może i zamachów sprzed porozumienia wielkopiątkowego [z 1998 r. – przyp. red.] – można usłyszeć w irlandzkiej stolicy.