Za niedzielnymi wydarzeniami w stolicy Sinkiangu stoją „ekstremizm, separatyzm i terroryzm” – ogłosiło MSZ po zamkniętym spotkaniu, któremu w nocy ze środy na czwartek przewodził przywódca Chin Hu Jintao. To właśnie te trzy siły – w kraju i za granicą – miały według Pekinu podżegać muzułmańskich Ujgurów do wyjścia na ulice, co zakończyło się śmiercią ponad 150 osób.

Chińczycy nie podali, o jakie organizacje im chodzi. Wiadomo jednak, że za organizację terrorystyczną Pekin uznaje ujgurski Muzułmański Ruch Turkiestanu Wschodniego. – Mamy dowody, że separatyści w Chinach szkolili się za granicą, również w obozach al Kaidy – powiedział jedynie rzecznik MSZ. Wezwał społeczność międzynarodową, by zjednoczyła się w walce z ekstremizmem. – Powinniśmy wzmocnić współpracę, zamiast stosować podwójne standardy – przekonywał Qin Gang.

W Urumczi, gdzie jeszcze niedawno Ujgurzy stanowili większość, natychmiast pojawili się żołnierze owinięci banerami z napisami: „Musimy pokonać terrorystów”. W mieście było już znacznie spokojniej niż kilka dni temu.

Ujgurzy boją się jednak, że nowe zamieszki mogą wybuchnąć w piątek, szczególny dzień dla muzułmanów, w którym się wspólnie modlą.