- Anarchię w Internecie trzeba ukrócić, nie może być tak, że to wielkie techniczne osiągnięcie zamienia się w informacyjne szambo - zapowiedział białoruski prezydent i przystąpił do działania.

O tym, do czego dostęp będą mieli Białorusini, zdecydują urzędnicy prezydenckiej administracji. Funkcje kontrolne przejmie Centrum Operacyjno-Analityczne przy prezydencie, które zajmować się będzie ograniczaniem dostępu do zakazanych informacji i nadawaniem nazw nowym domenom. - To historia jak z Orwella - komentuje Aleksander Starkiewicz, redaktor portalu "Solidarność".

- W tym projekcie nie wspomina się o wolności słowa, użytkownicy Internetu i providerzy maja mieć jedynie obowiązki, za to służby kontrolne same prawa - mówi białoruski obrońca praw człowieka Andrej Bastuniec.

- Władze najprawdopodobniej zablokują strony ekstremistów, a strony opozycyjnych organizacji będą wyłączane podczas politycznych kampanii. Tak jak robiono dotychczas - mówi ekspert do spraw mediów Pauliuk Wykouski.