Szef Rady Naczelnej nieuznawanego przez Mińsk Związku Polaków na Białorusi i korespondent „Gazety Wyborczej” Andrzej Poczobut został zatrzymany w sobotę. Napastnicy wsadzili go do busa i zawieźli na komendę KGB w Grodnie.
– Powiedziano mi, że to nie jest przesłuchanie, ale rozmowa o wydarzeniach w Mińsku 19 grudnia – mówi „Rz” Poczobut. Chodziło o powyborczą demonstrację opozycji. Poczobut domagał się obecności adwokata, ale usłyszał, że to przecież tylko rozmowa i adwokat jest niepotrzebny. – Milczałem więc przez kolejnych parę godzin – opowiada. Kagiebiści zrobili się nerwowi. W końcu jeden z nich uderzył Poczobuta w pierś, a potem, gdy ten już leżał, w głowę. „Skoro bili mnie, dziennikarza, to zwykłego człowieka mogli naprawdę skatować” – podsumował Poczobut sobotnie przygody w swoim blogu.
To, co spotkało działacza ZPB, to przykład na to, jak po wyborach prezydenckich z 19 grudnia działa mechanizm represji na Białorusi. Przez areszty przeszły setki ludzi, w tym kilku opozycyjnych kandydatów na prezydenta. Czterech z nich wciąż znajduje się w areszcie KGB – grozi im do 15 lat więzienia za rzekome spowodowanie masowych zamieszek.
Białorusini próbują na wszelkie sposoby się bronić. Do najbardziej zauważalnych inicjatyw należą apele wiernych prawosławnych do kościelnych hierarchów. Nawiązując do tradycji wybaczania w okresie świąt
Bożego Narodzenia, proszą zwierzchników Cerkwi, by użyli swego autorytetu i przekonali prezydenta Aleksandra Łukaszenkę do uwolnienia opozycjonistów. 60 osób podpisało list otwarty do patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla (białoruska Cerkiew prawosławna jest częścią rosyjskiej – red.). Wyrażają w nim żal, że Cyryl pospieszył się ze składaniem Łukaszence gratulacji z powodu wyboru na czwartą kadencję i proszą, by użył swych wpływów w obronie prześladowanych oponentów białoruskiego przywódcy. „Wielu z nich wyznaje wiarę prawosławną” – przypominają.