William Hague miał dwa powody, by jako zwierzchnik MI6 – czyli Tajnej Służby Wywiadowczej (SIS) – przełamać tabu i zabrać głos w sprawie jej agentów. Pierwszy – chronić ich nadwątloną reputację. Drugi – chronić kulisy ich pracy.
Jeszcze dziesięć lat temu MI6 było tak tajne, że nikt nie mówił o nim oficjalnie. To zaczęło się zmieniać po atakach na USA w 2001 roku. Najpierw dlatego, że dzięki informacjom Mossadu, CIA czy SIS Waszyngton i Londyn zdobyły pretekst do ataku na Afganistan i Irak. A potem dlatego, że w trakcie wojny z terroryzmem wokół metod pracy tych służb zaczęło narastać coraz więcej wątpliwości. – Na początku dotyczyły one CIA, ale potem także SIS – mówi „Rz" amerykański ekspert ds. wywiadu John Loftus. – MI6 w odróżnieniu od CIA nie wyznaje zasady „cel uświęca środki", stąd odsiecz Hague'a.
Główną przyczyną zamieszania wokół MI6 jest Binyam Mohamed, Etiopczyk z brytyjskim paszportem, który spędził pięć lat w Guantanamo. W 2009 roku wrócił do Londynu i sprawił, że SIS zaczął się bać o własny los. Mohamed stwierdził bowiem, że był torturowany. Torturowało wprawdzie CIA, ale przy dyskretnej akceptacji brytyjskich agentów, którzy nie dość, że tolerowali brutalne praktyki wobec swojego obywatela, to jeszcze podsuwali CIA zestawy pytań dla niego. Mohamedowi udało się wykazać, że był poddawany nielegalnym metodom śledczym, udowodnić, że z wydobytych od niego informacji korzystali Brytyjczycy, i wygrać batalię o opowiedzenie tego na otwartym procesie sądowym.
W tej sytuacji William Hague zdecydował się na publiczne wystąpienie. Opowiedział się za cenzurą tego, co o działalności służb można powiedzieć przy otwartych drzwiach. – Brytyjski rząd obawia się, że upublicznienie zarzutów Mohameda doprowadzi do ujawnienia metod działania MI6 – wyjaśnia Loftus. – Nie ma znaczenia, czy jego zarzuty są słuszne. Ważne, że zawierają fakty. Na ich ujawnienie nie zgodziłby się żaden wywiad.
Hague nie oceniał oskarżeń Mohameda, ale przyznał, że pojawienie się ich podważyło wizerunek Wielkiej Brytanii, która brzydzi się torturami.