Przez cały wtorek centrum stolicy patrolowała policja. W wielu punktach demonstracyjnie stały tzw. „awtozaki" – specjalne autokary z firankami, służące do tymczasowego przetrzymywania zatrzymanych.
Przed rozpoczęciem opozycyjnej (nieuzgodnionej z władzami) demonstracji Plac Tryumfalny okupowali czlonkowie prokremlowskich młodzieżówek „Nasi" i „Młoda Gwardia" w liczbie około 2 tysięcy. Przynieśli z sobą bębny, żeby zagłuszać opozycjonistów. Po zakończeniu akcji powyrzucali je – najwyraźniej nie kupili ich za własne pieniądze...
Gdy na Plac zaczęli schodzić się zwolennicy opozycji, był on całkowicie zajęty przez „naszystów" i policję. Opozycjoniści tłoczyli się w jego kątach, wielu w ogóle nie zdołało wejść na plac przed atakiem policji. Dlatego trudno ocenić liczebność demokratycznych demonstrantów; najczęstsze szacunki mówią o dwóch tysiącach.
Do rozbijania manifestacji policja przystąpiła natychmiast, gdy jedna z grup zaczęła skandować „hańba!" i „oddajcie wybory!". Policjanci dokonywali nagłych szarż i wyrywali ludzi z tłumu, na przemian ze spokojnym spychaniem demonstrujących grup w głąb dochodzących do Placu ulic. „Naszyści" zachęcali milicjantów do akcji oklaskami, skandowali „Putin-wybory!" i „Miedwiediew-zwycięstwo!".
W pewnym momencie demonstranci zetknęli się bezpośrednio z „naszystami". Wybuchła bójka, w obie strony poleciały butelki.