Wśród gości honorowych piątkowego otwarcia XXX Letnich Igrzysk Olimpijskich w Londynie będzie w tym roku 120 przywódców państw i czołowych osobistości. Lista tych, których Międzynarodowy Komitet Olimpijski uznał za niepożądanych, jest znacznie krótsza: początkowo byli na niej jedynie prezydenci Syrii Baszar Asad i Zimbabwe Robert Mugabe. W środę oficjalnej akredytacji odmówiono też prezydentowi Białorusi Aleksandrowi Łukaszence.
W jego przypadku jest to policzek tym boleśniejszy, że znany ze sportowych pasji Łukaszeko jest też szefem Narodowego Komitetu Olimpijskiego Białorusi i w tej roli uczestniczył już w ceremoniach otwarcia olimpiad w Pekinie i w Nagano. Z drugiej strony ewentualne zaproszenie Łukaszenki wymagałoby zawieszenia nałożonego na niego w 2010 r. zakazu wjazdu na teren UE, do czego Bruksela nie jest skłonna.
Swoje niezadowolenie z powodu nieobecności prezydenta Białorusi w Londynie wyraził wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowej Aleksander Żukow. „Sport poza polityką?" – pytał retorycznie na Twitterze Żukow, który jest także szefem Komitetu Olimpijskiego Federacji Rosyjskiej. Tymczasem sam Łukaszenko nie bardzo liczył na otrzymanie akredytacji na olimpiadę do Londynu. Zapewne spodziewając się niekorzystnej dla siebie decyzji podczas niedawnego festiwalu „Słowiański bazar" w Witebsku, krytykował nadmierne jego zdaniem „upolitycznienie" brytyjskich igrzysk.
Zakaz wjazdu do Londynu to nie pierwsza odsłona sportowej walki UE z prezydentem Białorusi, od lat oskarżanym o dyktatorskie rządy i łamanie praw człowieka. Wcześniej Parlament Europejski wezwał do przeniesienia organizowanych w 2014 r. mistrzostw świata w hokeju na lodzie z Białorusi do innego kraju. Dla Łukaszenki, fana tej dyscypliny sportowej, który wydaje miliony dolarów na utrzymanie hokejowego klubu Dynamo Mińsk, byłby to prawdziwy cios.
Na szczęście dla niego Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie stanęła po jego stronie. Jej szef Rene Fasel uzasadniał, że organizacja „nie może być marionetką polityków, a sport nie może być narzędziem politycznym". – Ale przecież Białoruś nie jest państwem hokeja. Mamy organizować mistrzostwa tylko dlatego, że to ulubiona gra Łukaszenki? – pytał białoruski analityk sportowy Władimir Dowżenko.