– Priorytetem w dyskusji o nadzorze bankowym jest uwzględnienie niepokojów i interesów państw niebędących w strefie euro – powiedział wczoraj w Brukseli wysoki rangą unijny dyplomata. Na szczycie w czwartek i piątek przywódcy mają potwierdzić chęć znalezienia rozwiązania „uczciwego i zrównoważonego" dla takich krajów jak Polska, które nie są jeszcze w strefie euro, ale są zainteresowane uczestniczeniem w nowym mechanizmie nadzoru bankowego.
W czerwcu przywódcy zgodzili się, żeby powstał nadzór bankowy dla strefy euro, do którego będą mogły dołączyć inne państwa UE.
We wrześniu Komisja Europejska przedstawiła propozycję przepisów, która jednak nie spodobała się Polsce. Przewiduje ona bowiem, że kraje spoza strefy euro uczestniczące w tym mechanizmie miałyby wszystkie obowiązki z tego wynikające, ale nie miałyby prawa głosu.
Powód? Umieszczenie nadzoru bankowego w Europejskim Banku Centralnym, co formalnie uniemożliwia zrównanie praw wszystkich. Bo EBC jest instytucją strefy euro i tylko przedstawiciele 17 państw mają w niej prawo głosu. Jednak w wyniku presji państw spoza strefy euro KE i EBC razem z przedstawicielami ministerstw finansów państw UE pracują nad zmianami w propozycji.
– Nasz przekaz, że w propozycji KE jest nierówność praw i obowiązków, trafił do naszych partnerów UE – powiedział dziennikarzom w Warszawie Piotr Serafin, sekretarz stanu ds. europejskich. Polska jest zainteresowana ewentualnym uczestnictwem w dobrze skonstruowanym mechanizmie nadzorczym, bo większość naszych banków to spółki córki instytucji finansowych ulokowanych w strefie euro. Dzięki jakiejś formie stowarzyszenia z nowym euronadzorem przedstawiciel Polski uzyskałby wgląd w informacje o spółkach matkach, a także prawo do decyzji ich dotyczących. W skrajnym wypadku mógłby na przykład sprzeciwić się decyzji dotyczącej konieczności wycofania z Polski kapitału zagranicznego banku znajdującego się w trudnej sytuacji finansowej.