Zlikwidowanie wycieczek po Białym Domu zmusiło administrację do wyjaśnień. Sekretarz prasowy prezydenta Jay Carney, tłumaczył się, że decyzję w tej sprawie podjęła Secret Service, służba odpowiedzialna za bezpieczeństwo prezydenta i jego rezydencji. Musiała ona wyciąć z budżetu około 74 tys. dolarów tygodniowo, aby zapobiec przymusowym zwolnieniom.
Carney nie omieszkał przy tej okazji obciążyć odpowiedzialnością republikanów za doprowadzenie do kryzysu budżetowego. Na Kapitolu zawrzało, bo wycieczki do Białego Domu są często żelaznym punktem programu dla wyborców, którzy są zapraszani także na Kapitol przez członków Kongresu. Kongresmenka Candice Miller (republikanka z Michigan) pytała podczas spotkania z Barackiem Obamą, dlaczego zamiast likwidowania wycieczek, nie zrezygnowano z przyjęć bożonarodzeniowych i pikników organizowanych dla członków Kongresu i personelu Białego Domu. Republikański senator z Kansas Jerry Moran zgłosił od razu poprawkę do jednej z rozpatrywanych właśnie w izbie wyższej ustaw budżetowych, przesuwającą 2,5 miliona dolarów z kasy Transportation Security Administration do Secret Service, aby wznowić wycieczki.
Przy okazji dopatrzył się, że TSA wydała niedawno 50 milionów dolarów na samo umundurowanie. „Ci sami podatnicy, którzy kupili funkcjonariuszom TSA nowe mundury, nie mają możliwości odwiedzenia Białego Domu, który jest domem wszystkich Amerykanów" grzmiał sen. Moran. Republikanie przypomnieli też, że budynek Kapitolu, w którym pracuje Kongres, ciągle jest otwarty dla zwiedzających. A kongresmen Louie Gohmert (republikanin z Teksasu) zagroził zgłoszeniem poprawki blokującej finansowanie wyjazdów Baracka Obamy na grę w golfa, aż do czasu wznowienia wycieczek po Białym Domu.
Obama się tłumaczy
Sam prezydent tłumaczył się w tym tygodniu, że to nie on podjął decyzję i będzie się starał otworzyć Biały Dom przynajmniej dla szkolnych wycieczek. Była to reakcja na umieszczone na Facebooku i szeroko rozpowszechnione nagranie wideo, pokazujące frustrację szóstoklasistów ze stanu Iowa, którym nie pozwolono na zwiedzenie prezydenckiej rezydencji.
Zdaniem politologów, zlikwidowanie wycieczek po Białym Domu okazało się wizerunkową porażką. „Na początku użycie wycieczek jako przykładu cięć wyglądało na pewny strzał" – mówi Tobe Berkovitz, profesor komunikacji społecznej na Boston University. Miało pokazać wszystkim, jak przykre mogą być skutki cięć.
Tym razem jednak to nie zadziałało. Być może posunięcie odebrano jako „szyte zbyt grubymi nićmi." Jego zdaniem Amerykanie na razie nie „kupują" przesłania, że cięcia budżetowe są „ogromnym asteroidem", który uderzy w gospodarkę kraju. Jednym z widocznych skutków „sekwestru" jest także wydłużenie kolejek na przejściach granicznych na wielkich lotniskach, bo pracownikom zablokowano możliwość pracy w nadgodzinach.