Bersani nie chce słyszeć o wspólnym rządzeniu z centrolewicą, mimo że wczoraj Berlusconi proponował mu stworzenie „rządu pojednania narodowego" dla dobra kraju, który w ten sposób mógłby uniknąć anarchii grożącej ze strony Beppe Grilla i jego Ruchu Pięciu Gwiazdek. Z kolei Grillo najpierw odrzucił umizgi Bersaniego, a wczoraj powtórzył prezydentowi Napolitano, że jego deputowani i senatorowie (mówi o nich wyłącznie „obywatele") nie poprą żadnego rządu. Jakiekolwiek porozumienie między kontestatorem Grillem a Berlusconim jest niemożliwe, co oznacza, że praktycznie w tej politycznej wojnie każdy wojuje z każdym, nawet najmniej liczące się w stawce ugrupowanie centrowe nadal sprawującego rządy premiera Mario Montiego (10 proc. głosów w wyborach).
Temperaturę sporów i stawkę podnosi to, że parlament do 15 maja musi wybrać nowego prezydenta. W tej sytuacji o jakimkolwiek sojuszu myśleć nie sposób. Italia znalazła się w politycznym pacie.
Przez włoską prasę przetaczają się od trzech tygodni jeremiady publicystów i komentatorów wieszczących Italii zgubę, jeśli nie uda się stworzyć efektywnego i wiarygodnego za granicą rządu. Ale padają na głuche uszy polityków i Grilla, podobnie jak ostrzeżenie prezydenta: „Kryzys nie będzie czekał!". Kłótnie i podziały nie po raz pierwszy w historii Włoch okazują się silniejsze od instynktu państwowego. Pierwsze efekty niepewnej sytuacji już są. Agencje ratingowe obniżyły notowania Italii, a rynki finansowe każą sobie płacić coraz wyższe odsetki za skup obligacji włoskiego Skarbu Państwa.
Deficyt optymizmu
O optymizm bardzo trudno. Jeśli nawet uda się stworzyć rząd, nowy premier będzie musiał szukać większości w Senacie przed każdą głosowaną ustawą. Grillo zapowiedział już, że jego ugrupowanie poprze tylko te ustawy, które są zgodne z programem Ruchu Pięciu Gwiazdek. Niestety, poza znacznymi cięciami najogólniej pojętych kosztów polityki chodzi w nim o szereg utopijnych postulatów ekologicznych, energetycznych i nierealnych obietnic dotyczących opieki społecznej (m.in. 1000 euro dla każdego bezrobotnego przez trzy lata). Gdy wziąć pod uwagę diametralnie różne recepty centroprawicy i centrolewicy na uzdrawianie kraju, jest jasne, że przyszły rząd, obojętnie kto nim będzie kierował, będzie mógł co najwyżej na bieżąco administrować krajem. Alternatywą takiego paraliżu może być jedynie upadek gabinetu.
W związku z patem mówi się coraz częściej o rozpisaniu jak najszybciej nowych wyborów (proceduralnie najwcześniej są możliwe w czerwcu). Przedtem parlament miałby zmienić ordynację wyborczą. Tyle że jak ostrzegają politolodzy i socjologowie, sytuacja w parlamencie odzwierciedla aktualne podziały we włoskim społeczeństwie i żadna ordynacja nie będzie w stanie tego zmienić. Włosi próbują się pocieszać, że Belgowie też nie mieli rządu przez 18 miesięcy i biorąc pod uwagę parametry gospodarcze, świetnie na tym wyszli.