Dyplomatyczny test Kerry’ego

Nowy sekretarz stanu musiał się zmierzyć z wyzwaniami dla polityki Waszyngtonu w Iraku i Afganistanie.

Aktualizacja: 26.03.2013 00:33 Publikacja: 26.03.2013 00:32

John Kerry nieoczekiwanie pojawił się wczoraj w Kabulu. Spotkał się z prezydentem Hamidem Karzajem

John Kerry nieoczekiwanie pojawił się wczoraj w Kabulu. Spotkał się z prezydentem Hamidem Karzajem

Foto: AP

Zaledwie pod koniec lutego nowy sekretarz stanu USA John Kerry odbył pierwszą podróż zagraniczną, podczas której zaprezentował się najważniejszym partnerom w Europie i na Bliskim Wschodzie.

Miesiąc później jego niezapowiedziane pojawienie się w Bagdadzie i Kabulu to już element dyplomatycznej rutyny, w której konkretne cele i interesy są ważniejsze niż uściski dłoni w blasku fleszy.

O Syrii w Bagdadzie

10 lat po rozpoczęciu amerykańskiej inwazji na Irak Saddama Husajna i 15 miesięcy po wycofaniu jednostek bojowych US Army kraj ten pozostaje wciąż poważnym problemem dla bliskowschodniej polityki Waszyngtonu. Nie ustaje fala krwawych zamachów, która de facto jest powtórką z ostrego konfliktu w latach 2006–2007 pomiędzy dominującymi we władzach szyitami a spychanymi na margines sunnitami.

Na dodatek uwagę amerykańskich polityków przyciąga sytuacja w sąsiedniej Syrii (widać było to także podczas zeszłotygodniowej wizyty Baracka Obamy w Izraelu i Jordanii, podczas której Kerry towarzyszył prezydentowi). Zajęte własnymi problemami władze Iraku oficjalnie nie ingerują w konflikt syryjski, jednak Amerykanie z niepokojem obserwują dostawy sprzętu z Iranu dla wojsk reżimu prezydenta Asada.

Docierają one do Syrii drogą powietrzną poprzez iracką przestrzeń powietrzną (oficjalnie jako pomoc humanitarna). Premier Nuri al Maliki obiecał poprzedniczce Kerry'ego, Hillary Clinton, że irańskie loty do Syrii będą lepiej kontrolowane, jednak do tej pory Irakijczycy przeszukali tylko dwa irańskie samoloty.

Pobłażliwość Bagdadu w tej kwestii jest odczytywana jako przejaw rosnących wpływów Iranu w regionie, co jest o tyle niepokojące, że obecność Amerykanów ulega dalszej redukcji. Po żołnierzach kraj opuszczają też doradcy cywilni, pracownicy kontraktowi i dyplomaci. Rok temu w tzw. zielonej strefie w Bagdadzie przebywało 16 tys. obywateli amerykańskich. Obecnie jest ich 10,5 tys., a w przyszłym roku ma pozostać tylko 5100.

Zmniejsza się też zaangażowanie amerykańskich firm, głównie naftowych i petrochemicznych w południowym Iraku. Nafciarze mają dość zamachów i politycznej niepewności, dlatego w większym stopniu interesują się inwestycjami w Kurdystanie na północy kraju. To jednak jest nie po myśli Bagdadu, któremu nie podoba się daleko idąca niezależność Kurdów. Od kilku miesięcy przestali oni dostarczać ropę władzom centralnym, eksportując ją na własną rękę. Co więcej, kurdyjskie siły zbrojne chronią granicę wewnętrzną z resztą Iraku. W ten sposób iracki Kurdystan staje się powoli państwem w państwie.

Niedzielne rozmowy z przywódcami Iraku najprawdopodobniej nie przyniosły przełomu. Zresztą pozycja premiera al Malikiego uległa w ostatnich miesiącach osłabieniu, więc zapewne nie będzie on chciał okazywać zbyt daleko idącej uległości wobec niedawnych okupantów. Poza tym trudno się spodziewać, by dominujący w Iraku szyici byli szczerze zainteresowani popieraniem sunnickich powstańców w Syrii (a w przyszłości rządu, który ci mogliby utworzyć po swoim zwycięstwie).

Kłopoty w Kabulu

Ze stolicy Iraku John Kerry udał się w poniedziałek do Kabulu (również tej wizyty wcześniej nie zapowiadano). Afganistan to kolejny trudny obszar amerykańskiej polityki zagranicznej.

I tu w dniu wizyty sekretarza stanu Amerykanie wykonali gest czy wręcz rozwiązali jeden z konfliktów. Przekazali Afgańczykom w całości więzienie w Bagramie, ostatnie, jakie jeszcze kontrolowali. Cieszyło się złą sławą, zwano je afgańskim Guantanamo.

Tuż przed podróżą sekretarza stanu zachowujący anonimowość przedstawiciel Pentagonu potwierdził, że nadal aktualne są plany wycofania większości stacjonujących w Afganistanie sił zachodnich do końca 2014 roku. W tej sytuacji prezydent Hamid Karzaj chce podjąć rozmowy z przedstawicielami Talibów (mają się one rozpocząć w najbliższym czasie w Katarze) o powojennym porządku w kraju.

Przedmiotem rozmów Kerry'ego i Karzaja są warunki zakończenia trwającej 12 lat wojny i kalendarium wycofywania sił amerykańskich. Na rozwiązanie czeka też kilka spraw, które w ciągu ostatnich dwóch lat doprowadziły do napięć w stosunkach Kabulu z Amerykanami.

Przede wszystkim chodzi o zbyt dużą – zdaniem prezydenta Karzaja – ilość cywilnych ofiar nalotów lotnictwa NATO na domniemane pozycje Talibów. Karzaj – wspierany przez demonstrujących Afgańczyków – żądał też niedawno wycofania z prowincji Wardak amerykańskich sił specjalnych, które jego zdaniem dopuściły się i prześladowań miejscowej ludności i torturowania ludzi podejrzewanych o współpracę z talibami.

Zaledwie pod koniec lutego nowy sekretarz stanu USA John Kerry odbył pierwszą podróż zagraniczną, podczas której zaprezentował się najważniejszym partnerom w Europie i na Bliskim Wschodzie.

Miesiąc później jego niezapowiedziane pojawienie się w Bagdadzie i Kabulu to już element dyplomatycznej rutyny, w której konkretne cele i interesy są ważniejsze niż uściski dłoni w blasku fleszy.

Pozostało 92% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019