Maratończycy są twardzi. Nie wystraszą się

Rozmowa z gen. Romanem Polko, byłym dowódcą jednostki GROM, maratończykiem

Publikacja: 16.04.2013 23:10

Maratończycy są twardzi. Nie wystraszą się

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

"Rz":

Jak pan myśli, kto może stać za wczorajszym zamachem ekstremiści, Al-Kaida czy jeszcze ktoś inny?

Gen. Roman Polko

: Al- Kaida, jeśli nawet nie stoi za tymi zamachami, to tak naprawdę wygrała, bo jej idea znalazła naśladowców. Za tym zamachem może stać wyznawca  Al- Kaidy, człowiek sfrustrowany, który nie potrafi się odnaleźć we współczesnym społeczeństwie i znalazł wreszcie życzliwego brata, ducha i poczuł więź z kimś z takim,  kto prezentuje szaloną idee Al-Kaidy. W ten sposób taka osoba może starać się usprawiedliwić  niewinne ofiary. W Bostonie przecież zginął mały dzieciak, który czekał na biegnącego ojca.

To jest straszne. Także dla samych maratończyków, którzy chcą, by ich rodziny się cieszyły tym biegiem, a nie były pierwszymi osobami narażonymi na uderzenie terrorystów. W samych maratończyków nie udało się uderzyć. W Bostonie trafieni zostali kibice.

Czy teraz  każdy bieg uliczny trzeba będzie teraz obstawiać jak mecz piłkarski?

Imprezy piłkarskie są chronione przed samymi kibicami. Na stadiony trzeba wewnętrzną policję wprowadzać, bo to kibole dla siebie są największym zagrożeniem. Maratonu bym do meczu nie porównywał. Taki maraton jak bostoński zbiera pól miliona kibiców, a w Londynie może być ich jeszcze więcej. Taką imprezę jest więc trudno zabezpieczyć. Stadion łatwiej jest obstawić policją i innymi służbami. Łatwiej jest go sprawdzić. Maratonu tak się nie da. Jedyne, co można zrobić, to oddzielić maratończyków od kibiców, ale wtedy cała impreza traci sens.

Czy w Polsce może dojść  do podobnego zamachu podczas imprezy sportowej?

Musimy się z tym liczyć. Niepokoją mnie głosy, które mówią, że byliśmy cudownie przygotowani na Euro 2012, dlatego nikt nie onieśmielił nas zaatakować. Otóż nie. Powinniśmy wykazać więcej pokory, a nie zapraszać Amerykanów, aby przyjeżdżali do Polski i szkolili się, jak zapewnić bezpieczeństwo na takich imprezach sportowych.

Maraton  bostoński ma olbrzymie tradycje. Tam aplikuje mnóstwo ludzi z całego świata, żeby tam pojechać. Jest na bieżąco relacjonowany na cały świat.  My takiej rangi imprezy jeszcze nie mamy, chociaż maraton warszawski  bardzo się rozrasta. Im bardziej  nasze imprezy sportowe będą zyskiwały na znaczeniu, tym bardziej proporcjonalnie będzie rosło zagrożenie. Terroryści nie karmią się siłą wybuchu, czy nawet ilością ofiar, ale przekazem medialnym, przez który ma być wysyłana w świat trauma, strach i to, że przeciętny widz, słuchacz czy czytelnik będzie się w jakiś sposób utożsamiał z ofiarami, a ziarno niepokoju w jego sercu zostanie zasiane.

Czy po tym, co się stało w Bostonie, maratony powinny być odwoływane, czy wręcz przeciwnie?

Powinny być normalnie organizowane. Nie powinno się do nich podchodzić tak, jak to się stało po ataku na World Trade Center, kiedy to nawet muzea czy lotniska stały się twierdzami trudnymi do zdobycia. To sprawiało, że zabija się radość  zwiedzania czy zwykłego wypoczynku. Czego się obawiam się po takich sytuacjach jak w Bostonie? Może dojść do tego, że różne służby czy instytucje, chcąc bardziej zyskać na znaczeniu, będą z  chęcią wprowadzały dodatkowe obostrzenia, środki, czy jak to miało miejsce po WTC - trochę na ślepo będą uderzały w różne grupy .

Bin Laden nie mógł o niczym innym marzyć jak tylko o tym, że poprzez taką nadreakcję USA na dwie wieże tak potężnie zyska  na znaczeniu. Reakcja po takim wydarzeniu powinna być spokojna i wyważona. Maratony powinny się spokojnie odbywać. Tylko wtedy zwyciężymy terrorystów.

A nie obawia się pan, że sami biegacze nie wystraszą się i  masowo będą rezygnować z takich imprez?

Maratończycy są twardzi. Oni nie wystraszą się. Bardziej obawiam się administracji. Jej reakcja może być różna. Rozmawiałem  z prezesem z jednego z klubów  żużlowych. Jego irytuje to, że za każdym razem, gdy ma się odbyć się mecz żużlowy, to władze miasta takiej imprezie dają stopień wysokiego ryzyka, co wiąże się z potężnymi kosztami. Teraz jest taka obawa, że maratony  przez władze różnych miast  też mogą być traktowane jako  imprezy wysokiego ryzyka. Wtedy środki zapobiegawcze, jakie trzeba będzie poodejmować, przerosną możliwości organizatorów, bo  maraton   to potężne przedsięwzięcie. To kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy ludzi, których trzeba w krótkim czasie obsłużyć, nakarmić na trasie. Trzeba obstawić trasę. Zabezpieczyć kibiców. Jest to szereg przedsięwzięć, które same w sobie są uciążliwe, a jeśli do tego dołożyć różnego rodzaju systemy sprawdzające, to dojdziemy do absurdu. Dojdziemy do tego, że start będzie nie możliwy, bo zbyt dużo czasu będą zajmować procedury sprawdzające zawodników.

Pan nie rezygnuje z biegania?

- Oczywiście, że nie. Najbliższy plan to Sielsia Marathon jako bieg przygotowawczy do bardzo fajnej imprezy - Biegu Rzeźnika na 80 km w Bieszczadach. Tam terroryści nie mają żadnych szans, bo nawet dla nich warunki są tam zbyt trudne.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1182
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński