Chyba dla nikogo nie było zaskoczeniem, że precedensowy akt dywersji, a nawet terroryzmu, jakim była próba doprowadzenia do katastrofy kolejowej niedaleko Garwolina na szlaku z Warszawy do Kijowa natychmiast zostanie przemielony przez bieżącą politykę.
Co Prawo i Sprawiedliwość razem z Karolem Nawrockim zarzucają rządowi w sprawie dywersji pod Garwolinem?
Prezydent Karol Nawrocki dość szybko zaatakował rząd za to, że służby nie dość – jego zdaniem – szybko informowały go o tym, co zaszło i z jak poważną mieliśmy do czynienia sytuacją. Tak samo wypowiadali się ministrowie z Kancelarii Prezydenta, krytykując działania służb i rzekome blokowanie przepływu informacji do głowy państwa.
PiS również zaatakował rząd za to, że ten miał jakoby zlekceważyć sygnał płynący od obywateli, którzy słyszeli wybuch przy torach. Politycy PiS Ironizowali, że Donald Tusk przyjechał na miejsce dopiero w poniedziałek, a do detonacji doszło w sobotę wieczorem. Wiadomo, gdyby dziś rządził PiS, dywersanci nie podłożyliby ładunków, nie byłoby mgły, z powodu której przybyli na miejsce policjanci nie dostrzegli śladów wybuchu na torach...
Dlaczego propozycja politycznego zawieszenia broni to sprytna próba zastawienia pułapki na PiS?
Ale rządzący nie pozostali dłużni. We wtorek w Sejmie Radosław Sikorski frontalnie uderzył w prezydenta za jego słowa z przemówienia podczas uroczystej zmiany warty w Święto Niepodległości. Nawrocki wówczas sugerował, że między polską suwerennością a członkostwem w Unii Europejskiej ma istnieć jakaś sprzeczność.