„Na razie wciąż nie wiemy, jakie są fakty" – przekonywał szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry proszony o komentarz do najnowszych informacji o tym, że syryjski reżim użył broni chemicznej.
Tym razem o dowodach na użycie sarinu „w kilku przypadkach" poinformował szef departamentu analiz izraelskiego wywiadu wojskowego gen. Itai Brun. Wcześniej Francja i Wielka Brytania zapewniały, że mają „mocne dowody" na użycie przez Damaszek takiej broni. Gen. Brun przestrzegł, że brak reakcji świata tylko utwierdza syryjski reżim w bezkarności. Wkrótce potem Kerry rozmawiał telefonicznie w tej sprawie z premierem Izraela, ale – wedle Amerykanina – Beniamin Netanjahu „nie był wstanie potwierdzić" informacji generała, jednego z najważniejszych w wywiadzie.
Doniesienia o użyciu w Syrii broni chemicznej stawiają Waszyngton w wyjątkowo niewygodnej sytuacji. W sierpniu ubiegłego roku Barack Obama zapowiadał, że jeśli Damaszek użyje takiej broni, przekroczy „czerwoną linię" i zasadniczo zmieni to politykę USA.
Informacje o użyciu w Syrii broni chemicznej stawiają USA w trudnej sytuacji
Czy oznacza to interwencję? Prezydent USA nigdy tego nie powiedział, ale jego współpracownicy powtarzali, że Waszyngton zrobi wszystko, „by zażegnać zagrożenie", a za nie USA uważają nie tylko użycie broni masowego rażenia, ale też możliwość przekazania jej terrorystom. „Jeśli polityk mówi tak mocne słowa, musi się ich trzymać. W przeciwnym razie podważa swoją wiarygodność" – uważa Lawrence Korb, były doradca sekretarza obrony USA, obecnie analityk Center for American Progress w Waszyngtonie.