– Armia UKIP przemówiła dzisiaj w nocy i osiągnęła wynik, jakiego nie widzieliśmy od 100 lat – triumfował Nigel Farage, szef brytyjskiego ugrupowania domagającego się wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.
UKIP, czyli Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, pokonała w wyborach do Parlamentu Europejskiego swoich wszystkich konkurentów, zdobywając 27,5 proc. głosów. I to na rok przed wyborami parlamentarnymi w Wielkiej Brytanii. To nie koniec. UKIP zanotował spory sukces w dopiero co zakończonych wyborach lokalnych.
Teraz czeka na elekcję do Izby Gmin. Farage już wie, jaki będzie wynik, i zapewnia: „Lis UKIP dostał się do kurnika Westminsteru". Ale i to nie jest zasadniczy cel Farage'a. – Jest nim doprowadzenie do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii – tłumaczy „Rz" Steven Bastos z polsko-niemiecko-francuskiej Fundacji Genshagen. To może się stać faktem już przed końca 2017 roku, jeżeli konserwatyści Davida Camerona wygrają przyszłoroczne wybory do Izby Gmin. Premierowi nie pozostanie nic innego, jak zrealizować obietnicę referendum w tym terminie dotyczące warunków członkostwa w UE. Nigel Farage i jego zwolennicy mają nadzieję, że po zdobyciu mandatów w Izbie Gmin wymuszą referendum na dowolnym przyszłym rządzie.
Do tej pory UKIP nie udało się prześliznąć do Izby Gmin przez brytyjski system większościowej ordynacji wyborczej, faworyzującej największe partie polityczne. Inaczej w wyborach do PE. Już w 2009 roku ugrupowanie Farage'a zdobyło 16,8 proc., co dało jej tak samo liczną reprezentację, jaką miała Partia Pracy. Teraz mają w PE więcej posłów niż jakiekolwiek inne brytyjskie ugrupowanie. – Jesteśmy partią, którą trzeba traktować poważnie – zapewnia Farage.
Wszystko to oznaczać może przemeblowanie brytyjskiej sceny politycznej. Tym bardziej że nieznane są jeszcze skutki ewentualnego zwycięstwa szkockich separatystów w referendum niepodległościowym we wrześniu tego roku. Widać gołym okiem, że czołowe partie brytyjskie nie są w stanie skutecznie walczyć z prawicowymi populistami spod sztandaru UKIP. Szef brytyjskich konserwatystów, premier Cameron, obawia się, że konkurencja ze strony radykalnej prawicy doprowadzi do osłabienia konserwatystów i to zapewnić może w przyszłorocznych wyborach zwycięstwo laburzystom Eda Milibanda. Przy tym partner koalicyjny konserwatystów, czyli liberałowie, walczy już tylko o przetrwanie na scenie politycznej.