Wybory 751 eurodeputowanych do Parlamentu Europejskiego zakończone, pora rozpocząć skomplikowany proces mianowania osób na najwyższe stanowiska w Unii Europejskiej.
W najbliższych tygodniach trzeba uzgodnić kandydatów na: szefa Komisji Europejskiej, szefa Rady Europejskiej, wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej oraz – być może – stałego przewodniczącego eurogrupy, czyli grona ministrów finansów państw strefy euro.
Dzisiaj nastąpił pierwszy krok w tej procedurze: Herman Van Rompuy, przewodniczący Rady Europejskiej, dostał od 28 państw UE mandat negocjacyjny. Jego pierwsze zadanie to znaleźć wspólnego kandydata na szefa KE. Obsada kolejnych stanowisk będzie wynikiem tej decyzji, cały pakiet musi bowiem brać pod uwagę konieczność zachowania równowagi partyjnej, geograficznej, a także płciowej. Przynajmniej kilka, być może aż połowa, stanowisk przypadnie kobietom.
Zadanie Van Rompuya jest trudne, bo musi uwzględnić bardzo różne interesy. Mocno naciska na niego PE. Liderzy grup politycznych przekonują, że szefem KE powinien zostać Jean-Claude Juncker. Były premier Luksemburga był twarzą europejskiej kampanii wyborczej grupy chadeckiej, czyli Europejskiej Partii Ludowej, a ta wybory wygrała.
Równocześnie traktat lizboński mówi, że to Rada, a więc prezydenci i premierzy, mianuje szefa KE po uwzględnieniu wyników wyborów. Nikt nie wie, czy musi przy tym brać pod uwagę tylko barwy polityczne czy też konkretne nazwiska podsuwane przez parlament.