Jeszcze niedawno wydawało się, że wschodnie Niemcy opustoszeją i zamiast kwitnących krajobrazów, które obiecywał kiedyś Helmut Kohl, ostatni wyjeżdżający zgaszą po prostu światło. Jednak jak wynika z najnowszych statystyk, w ubiegłym roku pierwszy raz od ćwierć wieku tylu samo mieszkańców landów wschodnich wyjechało, co powróciło z emigracji.
Obszar byłej NRD opuściły po zjednoczeniu ponad 2 miliony Ossis, czyli co ósmy mieszkaniec nowych landów. 750 tys. z nich już wróciło do domu. Ale nadal na zachodzie Niemiec mieszka 1,5 mln przybyszów ze wschodu.
Aż trzy czwarte z nich deklaruje zamiar powrotu z dobrowolnego wygnania. – Wracają mimo niższych zarobków w landach wschodnich i nadal niższego o jedną piątą poziomu życia – podkreśla w rozmowie z „Rz" Karl Brenke z Instytutu Niemieckiej Gospodarki. Okazuje się, że dla reemigrantów pieniądze nie mają już takiego znaczenia, jak miały w chwili wyjazdu. Teraz bardziej cenią sobie bliskość rodziny i przyjaciół, kontakty towarzyskie.
W dodatku wracają już do innego kraju niż ten, który opuścili. Autostrady są już często lepsze niż na zachodzie, a wyremontowane miasteczka przypominają nierzadko dekoracje z bajki. W końcu na odbudowę wschodu wydano niewyobrażalną sumę 1,6 bln euro. A więc jest do czego wracać.
Podobnie jak Polacy w Wielkiej Brytanii czy Irlandii mieszkańcy wschodnich landów niemieckich szukali w Bawarii czy Badenii-Wirtembergii pracy, większych pieniędzy i możliwości zrobienia kariery. Mieli ten komfort, że nie musieli szukać szczęścia w obcym kraju, borykać się z problemami językowymi czy dostosowywać się do innej obyczajowości czy kultury.