Za jedno z centrów handlu nielegalną bronią uchodzi Belgia. Ta tam udał się zamachowiec Ahmed Coulibaly na poszukiwanie śmiercionośnych narzędzi potrzebnych do zamordowania policjantki oraz czterech zakładników w sklepie z koszerną żywnością. Zamienił tam stary samochód na kałasznikowa. Policja dowiedziała się o tym od jednego z belgijskich handlarzy, który sam się zgłosił po tragicznych wydarzeniach w Paryżu. Przygotowując się do zamachu Coulibaly zgromadził cały arsenał. Podobnie bracia Kouachi.
Zaopatrzyli się w cztery kałasznikowy, pistolet czeskiej produkcji , granaty dymne, materiały wybuchowe i granatnik. Jeden z braci przygotował nawet granat, który miał wybuchnąć już po jego śmierci w chwili gdy jego ciało znajdzie się w rękach policji. Taka ilość broni w rękach terrorystów nikogo we Francji nie zdziwiła. Podobnie uzbrojeni są członkowie licznych gangów z przedmieść francuskich miast. Jak tłumaczył niedawno w francuskiej telewizji były więzień po wyroku związanym z uczestnictwem w walkach w Syrii, każdy z opuszczających więzienie islamistów zna odpowiednich ludzi, którzy gotowi są dostarczyć każdą ilość broni.
Kałasznikow kosztuje od 1000 do 2000 euro w zależności od stanu technicznego i kraju produkcji. Granatnik przeciwpancerny z amunicją jest do nabycia za ok. 2 tys. euro. Na radziecki pistolet Tokariew trzeba wydać 500 euro. Zdaniem ekspertów pochodzi ona w większości z Bałkanów. Po upadku komunistycznego reżimu w Albanii i wojnach po rozpadzie Jugosławii do Europy zachodniej trafiły całe partie broni. Napływają nadal mimo zaostrzonych kontroli. Jako że, szmuglem zajmują się niewielkie grupy przestępcze, trudno zwalczać ten proceder.
Biorąc za punkt wyjścia obowiązujące obecnie ceny wyposażenie braci Kouachi kosztować musiało 8-13 tys. euro. Skąd je mieli, lub kto im dostarczył broń do końca nie wiadomo. Francuskie media piszą jednak, że Ahmed Coulibaly zaopatrywał się sam. Wziął z banku pożyczkę w wysokości 6 tys. euro. Jako, że nie miał stałego zajęcia sfałszował dokumenty zgodnie z którymi zarabiać miał regularnie 3 tys. euro miesięcznie. Pieniądze dostał i bank nawet nie stracił, bo kredyt został ubezpieczone na wypadek jego śmierci.