Powoli kończymy chiński fragment naszej włóczęgi. Czy Marco Polo tu był? Czy był potrzebny? Bez kupców z odległych krain chińska gospodarka nie rozwijała by się w tempie, jakie obserwujemy. I w czasach Jedwabnego Szlaku, których Polo doświadczył. I w XXI wieku, czego doświadczyliśmy my. Nie rozwijałaby się w żadnym tempie! Z jednym wyjątkiem.
W krajach rozwiniętych i dostatnich konsumenci po zaspokojeniu potrzeb podstawowych, szukają rozrywki i wrażeń niecodziennych, zaczynają też dbać o formę fizyczną. 18 procent wydatków przeznaczają na rekreację i turystykę. W Chinach współczesnych jest już tak samo! Rekreację „gimnastyczną" wymyślili kilkadziesiąt wieków temu. Turystykę całkiem niedawno. Turystykę wewnętrzną. Turyści zagraniczni są Chinom w zasadzie zbędni. Dynamika turystyki wewnętrznej jest proporcjonalna do chińskiej populacji. Co czwarty Chińczyk (oczywiście z tzw. klasy średniej, która powstaje na potęgę) chce jechać na wakacje. Zagraniczne podróże bawią tylko kilka ich procent (ale to też są miliony!), ponad 300 milionów szuka wywczasu w ojczyźnie. Pekin o tym wie i stara się również tę formę aktywności zuniformizować i uporządkować. Wczasowiska w skali dla nas niewyobrażalnej powstają wszędzie, gdzie istnieje jakikolwiek pretekst przyrodniczy lub kulturowy.
Parków Narodowych jest w Chinach pod dostatkiem. Niemałych. Każde jezioro, każda ciekawsza formacja skalna, każdy ocalony przed cywilizacją lasek staje się Parkiem lub obszarem chronionym. Przynajmniej z nazwy. Przyrodę chroni się na ogół tablicą z odpowiednim napisem. Strażników nie widziałem. Infrastruktura turystyczna zwykle nie jest domeną prywatną lecz państwową. Czasem zdarzy się jakiś pensjonat rodzinny, ale rodzina jest na tyle liczna, że miejsc do spania dla gości zostaje niewiele. Natomiast turystów lokuje się w gigantycznych osiedlach mieszkaniowo-hotelowych, które Chińczycy potrafią wybudować w ciągu roku. Asfalt i tynk nie zdąży obeschnąć, a już jest miejsce dla dziesiątków tysięcy wakacjuszy. Jeżeli w regionie atrakcji przyrodniczych brakuje, to się je... tworzy. Cóż prostszego, jak po prostu zbudować zalew, a wokół niego miasteczko domów wypoczynkowych? Warunki są w nich nad wyraz skromne, ale nowej klasie średniej to nie przeszkadza.
Dla bogaczy buduje się ośrodki odpowiednio potężniejsze i szokujące blichtrem. Podobnie z „atrakcjami" kulturowymi. Wykorzystuje się je do granic absurdu. Wokół każdego zabytku (a mimo starań towarzyszy w czasach rewolucji kulturalnej zostało ich w Chinach sporo) kilometrami ciągną się parkingi, jarmarczne place handlowe i baza noclegowa. Jeżeli „zabytek" jest zbyt oblegany, w pobliżu buduje się jego replikę lub replik kilka. Chyba za żadnego cesarza nie rozbudowywano Chińskiego Muru tak sprawnie jak obecnie. Chiński turysta jest tym zachwycony. Zagraniczny mniej.
Mimo to nas akurat witano życzliwie. Może nietypowa forma podróżowania, może wyjątkowość naszych pojazdów, a może niepospolita uroda nas samych powodowały, że niemal wszędzie witano nas entuzjastycznie. Zrobili sobie z nami tysiące selfie. Parę razy obdarowano nas różnymi drobiazgami. Nawet nasi nieletni beniaminkowie w końcu pogodzili się z tym, że czasem ktoś ich dotknie lub po płowych włosach pogłaska...