– Jeśli za tym stoją ujgurscy separatyści, to w taki sposób chcą oni pokazać, że cały czas istnieją i będą walczyć z Chinami – uważa rosyjski ekspert w dziedzinie Azji Środkowej Arkadij Dubnow.
Samochód zamachowca staranował bramę wjazdową do chińskiej ambasady, przejechał po jej terenie około 50 metrów w kierunku rezydencji ambasadora i eksplodował. W wybuchu został zabity sam kierowca. Odłamki raniły dwóch ogrodników pracujących na terenie ambasady i prawdopodobnie jeszcze jedną osobę – wszyscy są obywatelami Kirgizji.
Policja oceniła, że samobójca wiózł furgonetką Mitsubishi Delica równowartość 5–7 kilogramów trotylu. Od wybuchu wyleciały szyby we wszystkich sąsiednich domach, a odczuli go wszyscy mieszkańcy południowych przedmieść kirgiskiej stolicy, gdzie znajduje się chińska ambasada. Miejscowa milicja informuje, że w ciągu dnia ewakuowano zarówno chińską placówkę, jak i sąsiednią amerykańską. Kirgiskie media zaś cytują zalecenie wydane przez ambasadę USA dla amerykańskich obywateli: „Rekomendujemy ukrycie się w bezpiecznym miejscu i przestrzeganie wszelkich środków ostrożności, dopóki sytuacja się nie ustabilizuje".
Niepewność powiększa fakt, że nikt nie wziął odpowiedzialności za zamach. Eksperci – raczej zgadując, niż wiedząc – wskazują na ewentualny, ujgurski ślad. Ta muzułmańska mniejszość zamieszkuje tereny Kirgizji graniczące z Chinami, głównie jednak zachodniochiński Autonomiczny Okręg Sinciang. W tym ostatnim od początku lat 90. – z powodu prześladowań religijnych i kulturowych – narasta napięcie między Ujgurami i władzami, prowadząc sporadycznie do rozruchów, zamachów terrorystycznych, a nawet tworzenia oddziałów partyzanckich (w połowie lat 90.).
– Ponieważ Ujgurowie są muzułmanami, bardzo ważny jest czynnik religijny. Samobójcy idą na śmierć w walce z niewiernymi, którymi w tym wypadku są Chińczycy – tłumaczy Dubnow.