Od kiedy 9 sierpnia 2020 roku Aleksander Łukaszenko po raz szósty „wygrał" wybory prezydenckie, ponad 35 tys. Białorusinów doświadczyło represji.
Na liście więźniów politycznych jest ponad 600 nazwisk. Szacuje się, że około dziesięciu osób straciło życie. Przez rok dyktator wsadził za kraty już niemal 30 dziennikarzy i spacyfikował wszystkie niezależne media w kraju. Przestały istnieć lub przeszły do podziemia m.in. najstarsze pismo „Nasza Niwa", dziennik „Narodnaja Wola" oraz najpopularniejszy portal informacyjny Tut.by.
Nie istnieją już biura organizacji, zajmujących się obroną praw człowieka, niezależnych od władz fundacji i instytucji pozarządowych. Pod walec represji trafił działający od lat i nieuznawany przez reżim Związek Polaków na Białorusi (ZPB).
– Ten rok odmienił nasze życie. Od niedawna jestem w Polsce. Ale wcześniej wsadzono mnie do więzienia, a później wygnano z ojczystej ziemi – mówi „Rzeczpospolitej" Irena Biernacka, szefowa ZPB w Lidzie, którą wraz z dwoma innymi działaczkami polskimi uwolniono z łagru Łukaszenki pod koniec maja. Przypomina, że już czwarty miesiąc za kratami siedzi szefowa Związku Andżelika Borys oraz wieloletni działacz organizacji i dziennikarz Andrzej Poczobut.
Władze w Mińsku zostały odizolowane od demokratycznego świata. Amerykańskie, kanadyjskie, brytyjskie i unijne sankcje uderzyły w czołowe sektory gospodarki. Personalne sankcje Zachodu, łącznie z zakazem wjazdu, objęły zaś nie tylko Aleksandra Łukaszenkę i członków jego rodziny, ale też ponad 150 sędziów, prokuratorów, urzędników, funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, MSW oraz zaprzyjaźnionych z reżimem biznesmenów.