Lewaccy terroryści Czerwonych Brygad w latach 70. i 80. ubiegłego wieku w imię walki o lepszy świat i obłędnej ideologii zamordowali blisko 200 osób. Najgłośniejszą ofiarą był Aldo Moro, szef czterech włoskich rządów i przywódca Chrześcijańskiej Demokracji, wówczas najpotężniejszej włoskiej partii politycznej. Gallinari brał czynny udział w porwaniu polityka na ulicach Rzymu w marcu 1978 r. i zastrzeleniu wszystkich pięciu członków eskorty. Przez 55 dni był jednym z czworga strażników Moro. Czerwone Brygady „w imieniu ludu" wytoczyły politykowi proces, w którym zapadł wyrok śmierci. Gallinari „przesłuchiwał" Moro i spisywał zeznania. Nie jest jasne czy osobiście dokonał egzekucji, czy też był przy niej tylko obecny. Brał również udział w wielu innych porwaniach i zamachach organizacji. Ma na sumieniu wiele innych ofiar, w tym sędziego Riccardo Palmę, którego zamordował, masakrując 14 kulami.
Gallinari urodził się w rodzinie komunistów w Reggio Emilia. Wstąpił do młodzieżówki Włoskiej Partii Komunistycznej w wieku 18 lat, ale uznał, że jest zbyt ugodowa wobec wrogów klasowych i w 1972 r. przystąpił do Czerwonych Brygad, by prowadzić czynną działalość rewolucyjną. Wziął udział w porwaniu zwolnionego potem sędziego Mario Sossiego w Genui i kilku napadach. Aresztowany w 1974 r. już jako członek kierownictwa organizacji, dwa lata później zbiegł z więzienia w Treviso. Schwytany ponownie w 1979 r. po strzelaninie na ulicach Turynu, skazany został na dożywocie. Nigdy nie żałował swoich zbrodni. Państwo włoskie okazało Gallinariemu więcej serca niż on swoim ofiarom. Gdy w 1996 r. okazało się, że cierpi na chorobę serca, sędziowie zamienili mu karę więzienia na areszt domowy. Co więcej, otrzymał pozwolenie na pracę. Był kierowcą w małej firmie w swoim rodzinnym mieście.
Gdy wiadomość o śmierci terrorysty pojawiła się we włoskich mediach, zakotłowało się we włoskim Internecie. Na stronach licznych ugrupowań skrajnej lewicy, też tzw. centrów społecznych, skupiających mocno zideologizowaną młodzież, pojawiły się sławiące terrorystę nekrologi, m.in.: „Chwała Mu za wierność ideałom i konsekwencję", „Prawy człowiek o niezłomnym kręgosłupie moralnym", „Bohaterski rewolucjonista", „Nie wahał się poświęcić życia walce klas". Podobnie na Twitterze. Na blogu skupiającym radykalnych lewicowców pod zdjęciem pojawiła się nawet elegia, w której można wyczytać: „Twoja walka jest walką naszą: młodej armii leninistów".
Włoskie media załamują ręce. Tym bardziej, że nie chodzi o nielicznych fanatyków, a dziesiątki tysięcy, które z tragicznej historii czerwonego terroru nie wyciągnęły żadnych wniosków. „La Repubblica" pisze o historycznej amnezji.
—Piotr Kowalczuk z Rzymu