Reklama

Brexit: Wojny o ryby można uniknąć

Ryby nie przestrzegają granic państw. Mogą też utrudnić brexit.

Aktualizacja: 27.12.2018 05:26 Publikacja: 26.12.2018 17:44

Brexit: Wojny o ryby można uniknąć

Foto: adobestock

Po II wojnie światowej pierwszą przyczyną konfliktów zbrojnych na świecie stały się ryby. Nawet w Europie dochodzi do poważnych sporów na tym tle, choć na szczęście nie uczestniczy w nich wojsko i nie ma ofiar śmiertelnych.

Apetyt na przegrzebki

Ostatnim spektakularnym przykładem jest „wojna przegrzebkowa" z sierpnia 2018 r., gdy francuscy rybacy celowali w brytyjskich kamieniami i bombami dymnymi.

To kolejna odsłona konfliktu trwającego od 15 lat, a właściwie nawet od 200, w rejonie bogatej w przegrzebki Zatoki Sommy. Francuscy rybacy denerwują się, bo Brytyjczycy często wpływają na ich wody. Do tego łowią przegrzebki metodami przemysłowymi, co zostawia potem mniej urobku dla mniejszych francuskich łodzi.

Robią to też w okresie letnim, który według francuskiego, ale już nie brytyjskiego, prawa jest czasem ochronnym. To wszystko dzieje się w UE, gdzie od 1983 r. obowiązuje wspólna polityka rybołówstwa, co roku szczegółowo określająca kwoty na poszczególne gatunki ryb dla poszczególnych krajów. Co zatem może się stać w razie chaotycznego brexitu, gdy z dnia na dzień znikną wzajemne kwoty gwarantujące spokój na łowiskach?

Makrele a członkostwo w Unii Europejskiej

Jeszcze nie doszło do brexitu, a już pojawiły się głośne polityczne spory o ryby. Francja, Niemcy, Holandia, Belgia, Irlandia, Dania i Hiszpania już na etapie pisania traktatu o wyjściu z UE zażądały od unijnego negocjatora Michela Barniera forsowania rybnych interesów UE, czyli zgody Brytyjczyków na pozostawienie dostępu do ich wód w zamian za korzyści w innych dziedzinach.

Reklama
Reklama

Traktat utkwił na razie w Izbie Gmin, ale postulaty kilku rybnych krajów dają przedsmak kłótni, do których może dojść w czasie ewentualnych negocjacji dotyczących przyszłego porozumienia między UE i Wielką Brytanią.

– Mamy wielką okazję do zapewnienia, by na brytyjskich łodziach lądowało więcej ryb. I żeby ryby w fish and chips pochodziły z brytyjskich wód – mówił konserwatywny deputowany John Redwood.

Micheal Gove, minister rolnictwa w rządzie Theresy May, twierdzi, że Wielka Brytania na pewno uzyska wyłączne prawo do połowów w pasie 200 mil morskich od swojego wybrzeża, bo takie zasady wynegocjowały z UE w przeszłości Norwegia i Islandia.

Wcale nie musi im się to jednak opłacać. Bo Norwegia i Islandia w zamian za te prawa musiały się zgodzić na dość wysokie cła na przetworzone ryby. Co sprawia, że do UE eksportują ryby, ale już zyski z ich przetworzenia osiągają np. zakłady rybne w Polsce.

Można opracować perfekcyjny plan podziału kwot między różne kraje z dostępem do danego akwenu, ale wszystko zepsują same ryby, które nie przestrzegają granic państw.

Dodatkowym problemem jest zmiana klimatu, która powoduje, że ryby uciekają w poszukiwaniu zimniejszych, północnych wód. Obecnie migrują w tempie 70 km na dekadę, a w najbliższym czasie ulegnie to przyspieszeniu. – Ryby przekraczają granice polityczne, a my nie jesteśmy w stanie dzielić się nimi. To może prowadzić do wybuchu konfliktu – uważa Malin Pinsky z Rutgers University, współautor głośnego studium opublikowanego w sierpniu przez magazyn „Science".

Reklama
Reklama

W 2007 r. wybuchła wojna makrelowa między UE, Norwegią i Wyspami Owczymi, bo makrele wyemigrowały do wyłącznej strefy ekonomicznej Islandii. Z dnia na dzień na tamtejszych wodach pojawiło się stado liczące 150 tys. makreli.

Pokłosiem tego konfliktu była decyzja o wycofaniu w 2015 r. wniosku o członkostwo w UE. Mimo doświadczenia głębokiego kryzysu finansowego, który początkowo zwiększył poparcie dla członkostwa w Unii, ostatecznie Islandczycy – podobnie jak wcześniej Norwegowie – doszli do wniosku, że nie będą się dzielić swoimi rybami.

Tuńczyk łączy na Pacyfiku

Do konfliktu o ryby między przyjacielsko do siebie nastawionymi sąsiadami dochodzi nie tylko w Europie. W latach 80. i 90. miały miejsce liczne spory między USA i Kanadą, gdy zrażony ciepłą wodą łosoś wyemigrował na północ. Za nim płynęły amerykańskie kutry, blokowane i zatrzymywane przez Kanadyjczyków. Co ciekawe, rybołówstwo na wodach graniczących z USA i Kanadą jest uważane za niezrównoważone, bo nie ma porozumienia między oboma krajami. Każdy z nich ma własne zasady, co w praktyce prowadzi do przełowienia.

Ryby są przyczyną wielu konfliktów, ale jednocześnie pouczające jest, do jak wielu jednak nie doszło, mimo że ryby stale migrują. Bo państwa nauczyły się dzielić i zarządzać morskimi zasobami. Nawet takie, których nie kojarzymy ze sprawnie funkcjonującym aparatem administracji publicznej czy z doświadczonymi dyplomatami.

Przykładem jest osiem wyspiarskich państw na Pacyfiku: Kiribati, Wyspy Marshalla, Nauru, Palau, Papua-Nowa Gwinea, Wyspy Salomona, Tuvalu i Mikronezja. Od 30 lat bezproblemowo wspólnie zarządzają największymi na świecie zasobami tuńczyka bonito. Ustalają na każdy rok ogólną liczbę dni łowienia, która ma zapewnić równowagę zasobów tej ryby. Każdy kraj dostaje swój udział. I nawet gdy w danym roku ryby migrują i pływają wokół innej wyspy, to każdy zarabia. Bo może sprzedać niewykorzystane dni tym, którzy wtedy mają tuńczyka bliżej siebie.

Pozytywnym przykładem jest też Morze Barentsa, gdzie Rosja i Norwegia łowią dorsza według zasad ustalonych przez wspólną komisję. Gdy dorsz migruje z wód norweskich, to rybacy norwescy płyną za nim na wody rosyjskie. I odwrotnie. Nikt do siebie nie strzela, a zasoby dorsza są utrzymywane na zrównoważonym poziomie.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1275
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1274
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1273
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1272
Świat
Gwarancje „inspirowane art. 5”, ale bez NATO. Taka propozycja miała paść w rozmowie z Trumpem
Reklama
Reklama