W dzisiejszym szczycie UE – USA w Waszyngtonie wezmą udział najważniejsi politycy UE, a więc kierujący obecnie Unią premier Szwecji Fredrik Reinfeldt, przewodniczący Komisji Europejskiej José Barroso, wysoki przedstawiciel ds. polityki zagranicznej i obronnej Javier Solana i szef szwedzkiego MSZ Carl Bildt. Spotka się z nimi Barack Obama, co jest miłą niespodzianką, bo prasa spekulowała, że w imieniu USA wystąpi tylko wiceprezydent Joe Biden.

„Metodą na poprawę stosunków transatlantyckich nie jest mnożenie szczytów, forów i rozmów. Europejczycy muszą zdecydować, czego chcą w Afganistanie, w Rosji czy na Bliskim Wschodzie. I przyjść do Obamy z jasnymi celami” – piszą w swojej analizie Nick Witney i Jeremy Shapiro z Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych (ECFR). Zdaniem ekspertów Obama jest już zniecierpliwiony i zaczyna okazywać Europejczykom to, na co zasługują: obojętność.

Wielka Brytania, Holandia czy Portugalia wciąż liczą na wyjątkowe, dwustronne relacje z Amerykanami – ale to nie odpowiada Obamie. – Jego interesuje silna Wielka Brytania, ale tylko w silnej Unii. Chce mieć partnera do dyskusji na najważniejsze tematy, ale takiego, który podejmuje decyzje – mówi „Rz” Jan Techau, ekspert Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP).

Prasa brytyjska przy okazji wizyty Hillary Clinton w Londynie dziesięć dni temu podkreślała, że Amerykanie nieoficjalnie wyrażają zaniepokojenie kierunkiem prezentowanym przez lidera torysów. Prawdopodobny przyszły premier David Cameron mówi o możliwości wycofania się z traktatu lizbońskiego i rozluźnianiu więzów z UE. Jak pisały media, powołując się na dyplomatów, pani Clinton przekazała przesłanie Waszyngtonu, że taka polityka jest źle widziana.