– Świtało, kiedy obudziła nas mama i kazała nam natychmiast uciekać – wspomina tragedię sprzed ćwierćwiecza 34-letni Matthew, dziś działacz Indyjskiego Młodzieżowego Ruchu Katolickiego. – Pamiętam czerwonawe niebo, setki trupów ludzi oraz zwierząt na ulicach i kompletny chaos. Nie działał transport. Ludzie tratowali się w panicznej ucieczce. O życiu i śmierci decydował wiatr, który kierował oparami gazu. Żadnej pomocy!
Tragedia wydarzyła się o poranku 3 grudnia 1984 roku. W Bhopalu w stanie Madhja Pradesz z położonej w centrum miasta fabryki pestycydów Union Carbide na skutek rozszczelnienia zbiorników uwolniło się do atmosfery 40 ton izocyjanianu metylu. Według oficjalnych danych na miejscu śmiertelnie zatruło się 3800 osób.
Kolejne 15 – 20 tys. zmarło niedługo potem. 120 tys. poniosło zaś poważny uszczerbek na zdrowiu. Mają kłopoty z oddychaniem lub nowotwory. Tysiące oślepły, wiele matek urodziło chore dzieci. Dziś wiele kobiet cierpi na bezpłodność. Skutki katastrofy wciąż odczuwa około pół miliona bhopalczyków.
[wyimek]W wyniku katastrofy do dziś zmarło ponad 20 tysięcy osób [/wyimek]
– Ile masz lat? – spytałem chłopca, który chciał, żebym go sfotografował na tle trupiej czaszki i napisu „25 years, Killers, Carbide & DOW” narysowanych na murach byłej fabryki Union Carbide. Wyglądał na 12. – 22 odpowiedział Sulejman.