Korespondencja z Brukseli
Mógłby pan być socjaldemokratą. Niestety wybrał pan inną drogę życiową – mówił do Donalda Tuska Martin Schulz, niemiecki eurodeputowany, szef frakcji socjaldemokratów w PE. I stwierdził, że polskie przewodnictwo było jednym z najlepszych, jakie obserwował w ciągu ostatnich lat.
Komplementy Niemca oddają atmosferę debaty w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, gdzie polski premier podsumował polskie pół roku na czele UE. Podobało się wszystkim cudzoziemcom, niezależnie od barw politycznych. Nic w tym dziwnego, bo Tusk, podobnie jak w przemówieniu inauguracyjnym w lipcu, podkreślał kluczową rolę PE. Inaczej niż pozostali przywódcy Europy, którzy coraz częściej sięgają do międzyrządowych ustaleń, ponad głowami eurodeputowanych.
– Potrzebna jest bardzo głęboka, poważna debata nad ustrojem Europy, który da jej wspólnotowe przywództwo. Uważam, że to jest to miejsce i nie pozwólcie sobie odebrać tego oczywistego mandatu, historycznego i politycznego. To jest to miejsce, które powinno stać się konstytuantą dla Europy – mówił premier do eurodeputowanych, którzy przerywali wystąpienie oklaskami.
Razem lepiej
Podsumowanie przewodnictwa stało się dla Tuska okazją do wyrażenia obaw o losy Europy. Jak podkreślił, „na naszych oczach powstaje inna, nowa Europa". Zdaniem premiera w obecnym kryzysie stawką jest nie tylko przyszłość euro. Chodzi o całą Unię i potrzebna jest debata o jej przyszłym ustroju politycznym. – Przed nami jest bardzo poważny wybór: czy pójdziemy drogą wspólnotową, szukać będziemy europejskiego sposobu na wyjście z kryzysu, czy też pójdziemy drogą egoizmów narodowych i państwowych, szukając egoistycznie, dla każdego z osobna, i uznając wspólnotę za balast, a nie za najlepszy sposób na kryzys – mówił Tusk.