Takie włamania nie wydają się niczym trudnym. Najpierw znajduje się dom, w którym zostały pozostawione dzieci bez opieki. Przekonuje się je, by wpuściły nieznajomego do środka, a potem wynosi z domu wartościowe rzeczy. Jeśli dzieci nie chcą otworzyć, a wiadomo, że są same, wyłamuje się drzwi lub okno i okrada dom na oczach wystraszonych malców.

Tym razem dzieci nie okazały się bezbronne. 14-letni chłopiec, który opiekował się trojgiem młodszego rodzeństwa, gdy zorientował się, że ludzie dobijający się do jego domu mają złe zamiary, najpierw ukrył rodzeństwo na piętrze, a potem sięgnął po pistolet ojca. Z zimną krwią czekał na intruzów na szczycie schodów. Gdy jeden z przestępców wyłamał drzwi, zdążył jeszcze co prawda wycelować w chłopca, ale 14-latek był szybszy i pierwszy pociągnął za spust. Włamywacz został ranny. Wystraszyło to stojących na czatach wspólników, a chłopiec mógł ewakuować młodsze dzieci do sąsiadów, gdzie poczekały na przyjazd policji.

Sąsiedzi chwalą go teraz za odwagę i umiejętności strzeleckie, a ojca chłopca za przeszkolenie syna.

W Polsce ojciec nie miałby prawa uczyć dzieci korzystania z broni. – W ogóle nie można udostępniać broni osobom trzecim, a co dopiero dzieciom. W takiej sytuacji ojcem mogłyby się zainteresować organy ścigania – mówi prof. Piotr Kruszyński, prawnik z UW. Ale 14-latka chwali. – Na pewno zachował się odpowiedzialnie, broniąc siebie i rodzeństwa. Gdy przekroczenie granicy obrony koniecznej jest usprawiedliwione strachem, także w Polsce od 2010 roku odstępuje się od wymierzenia kary – dodaje.