Na początku tygodnia w kilku miastach Węgier doszło do protestów studentów, którzy występują przeciwko proponowanym przez rząd zmianom w ustawie o szkolnictwie wyższym. W Budapeszcie grupy studentów organizowały przemarsze, a w poniedziałek wieczorem doszło do okupacji budynków trzech stołecznych uczelni.
Duże demonstracje przeciwko planom wprowadzenia czesnego i ograniczenia liczby miejsc na bezpłatnych studiach dziennych studentów odbyły się już w grudniu. Od tego czasu trwały negocjacje z samorządami i organizacjami studenckimi, podczas których rząd zdawał się ustępować w najważniejszych kwestiach.
Do zaognienia sytuacji doszło pod koniec ubiegłego tygodnia, gdy okazało się, że koalicja rządowa zamierza przeforsować jeden z najbardziej krytykowanych pomysłów, który studenci nazywają „feudalnym przywiązaniem do ziemi". Chodzi o obowiązek odpracowania określonego okresu po studiach w kraju, co utrudniłoby emigracje zarobkową absolwentów.
Studenci twierdzą, że słuszna w założeniu idea nie ma sensu w sytuacji, gdy bezrobocie wśród ludzi młodych drastycznie rośnie, a w niektórych dziedzinach znalezienie pracy przez absolwentów jest praktycznie niemożliwe (w grupie wiekowej do 25 lat bezrobocie sięga 30 proc.).
Obecne demonstracje studenckie nałożyły się na tzw. marsze głodowe – w założeniu spontaniczny ruch bezrobotnych, w praktyce jednak silnie wspierany przez opozycyjną lewicę – zarówno Węgierską Partię Socjalistyczną, jak i rozłamową Koalicję Demokratyczną byłego premiera Ferenca Gyurcsánya. Zainicjowane w mieście Nyíregyháza marsze wyruszyły do stolicy z kilku miast w ubiegłym tygodniu.