- Chciałbym zmienić życie w Rosji. Aby obywatele mojego kraju, bogatego w ropę i gaz przestali żyć w ubóstwie. Nie jesteśmy gorsi od Estończyków – mówił Aleksiej Nawalny opozycyjnej telewizji Dożd' (Deszcz). Jego program jest prosty: nie kłamać i nie kraść. Kiedy dojdzie do władzy, będzie dążył do wszczęcia śledztwa przeciw prezydentowi Władimirowi Putinowi.

Nawalny ma aspiracje zostać następcą Putina, ale nie wiadomo, czy będzie mógł wystartować w wyborach prezydenckich w 2018 roku. Prokuratura oskarża go o machinacje ze sprzedażą drewna w obwodzie kirowskim w 2009 r, gdzie był doradzą tamtejszego gubernatora Nikity Biełycha. Według śledczych Nawalny miał namówić gubernatora do sprzedaży lasu na kwotę 16 mln rubli, pieniądze zaś miała przywłaszczyć rzekoma grupa przestępcza, kierowana przez Nawalnego. 17 kwietnia w moskiewskim sądzie rusza proces w tej sprawie. Bloger nie wątpi, że zapadnie wyrok skazujący. Twierdzi, że władze chcą go zdyskredytować.

Nawalny jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych liderów rosyjskiej opozycji. W październiku zeszłego roku został wybrany na przewodniczącego Rady Koordynacyjnej, organizującej protesty przeciw władzom na Kremlu. Szanse ma pokonanie Putina w wyborach za pięć lat miałby jednak niewielkie. Socjolodzy szacują jego potencjalny elektorat na 13 procent.

Moskiewski politolog Jewgenij Minczenko mówił, że w Rosji już się rozpoczął wyścig o prezydenturę, a w sprawie aspiracji prezydenckich wypowiadał się m.in. premier Dmitrij, który przekonywał, że nie chciałby jednak stwarzać konkurencji dla Putina w wyborach.