Dla Portugalczyków problemem jest ryzyko rozpadu rządu. Wczoraj premier Pedro Passos Coelho starał się odwieść swojego ministra spraw zagranicznych i jednocześnie lidera koalicyjnej Partii Ludowej CDS Paulo Portasa od złożenia rezygnacji. Już na początku tygodnia ze stanowiska ustąpił minister finansów Vitor Gaspar.
– To był jeden z najbardziej szanowanych ministrów, człowiek, który co do litery wypełniał zalecenia Brukseli. Jego dymisja jest więc wyjątkowo niepokojąca dla rynków finansowych – mówi „Rz" Nicolas Veron, ekonomista brukselskiego Instytutu Bruegla. Ekipa Coelho się sypie, bo wyborcy coraz gorzej przyjmują kolejne cięcia w wydatkach, gdy nie widać ich efektów. Kraj jest pogrążony w głębokiej recesji, dług publiczny (120 proc. PKB) narasta, a bezrobocie zbliża się do 18 proc. (wobec 10,7 proc. w Polsce wg metodologii Eurostatu). Eksperci mają coraz więcej wątpliwości, czy do czerwca przyszłego roku Portugalia będzie w stanie samodzielnie zaciągać długi na rynkach finansowych i obędzie się bez wsparcia Brukseli. A tak właśnie zakłada unijny plan ratunkowy.
W Grecji rząd Antonisa Samarasa co prawda dwa tygodnie temu uniknął rozpadu. Teraz jednak musi do soboty uzgodnić z wysłannikami EBC, MFW i Komisji Europejskiej (tzw. trojka) warunki wypłaty kolejnej (8 mld euro) transzy pomocy. Szanse na to są niewielkie, bo lista niedotrzymanych obietnic jest długa. Rząd nie zwolnił do końca czerwca 12,5 tys. urzędników, nie uzyskał obiecanych dochodów z prywatyzacji, nie zamierza wprowadzić uzgodnionych z trojką podatków od nieruchomości i usług restauracyjnych, a deficyt ubezpieczeń zdrowotnych powiększył się o kolejny miliard euro. Samaras odmawia dalszych cięć, bo kuracja odchudzająca przynosi jeszcze bardziej wątpliwe efekty niż w przypadku Portugalii. Od 2009 roku kraj ograniczył deficyt budżetowy z 15,6 do 4 proc. PKB, a wydatki państwa spadły aż o 1/3. A mimo to dług państwa wciąż wynosi aż 160 proc. PKB.
– Kondycja finansowa Grecji i Portugalii pogarsza się nie dlatego, że kraje te odmawiają wypełnienia zaleceń Brukseli, tylko z powodu załamania gospodarki w takiej skali, której trojka nie przewidziała. Oba rządy tną wydatki, ale dochody fiskalne spadają jeszcze bardziej – wskazuje Nicolas Veron.
Portugalska i grecka gospodarka pikuje, bo marazm obejmuje prawie całą Europę i nie ma możliwości zwiększenia eksportu. Ale nie tylko. Problemem jest też struktura gospodarek obu państw. W pierwszej dekadzie istnienia unii walutowej tani pieniądz sprawił, że rozwinął się tu głównie rynek nieruchomości czy turystyka, a nie przemysł. Oba kraje nie bardzo mają więc teraz na czym oprzeć odbicia gospodarki, nawet jeśli udało im się bardzo ograniczyć koszty pracy.