Za nieco ponad miesiąc, 22 września, zapadną w Niemczech decyzje, na które czeka cała Europa. Sami Niemcy nie pozostawiają wątpliwości, że chcieliby kontynuacji obecnej koalicji rządowej partii chadeckich CDU/CSU oraz liberałów z FDP. O ile CDU/CSU ma w sondażach niezmiennie 40–41 proc. poparcia, FDP lawiruje w granicach 5 proc. A to oznacza, że może nie przekroczyć 5 proc. progu wyborczego i Niemcy mogą mieć poważny problem.
– Byłabym całkowicie niewiarygodna, gdybym odrzuciła możliwość utworzenia wielkiej koalicji – oświadczyła kanclerz Angela Merkel w weekendowym wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ). Wielka koalicja to sojusz CDU/CSU z SPD. Problem w tym, że nikt tego nie chce.
Wspólne rządy dwóch największych ugrupowań politycznych SPD i CDU/CSU w latach 2005–2009 pod kierunkiem Mutti, czyli mamuśki Merkel, wyszły partiom chadeckim na dobre. Był to okres stabilizacji po bolesnych reformach społecznych Gerharda Schrödera i kierowanej przez niego koalicji SPD z Zielonymi. Dokonania tego rządu poszły więc na konto pani kanclerz.
W tych warunkach SPD nie miała żadnych szans na zmianę wizerunku. Jest dzisiaj niemal na dnie w sondażach dających jej 24–26 proc. głosów. Nie starczy to na koalicję z Zielonymi (12–14 proc). Teoretycznie możliwe jest utworzenie rządu z udziałem trzeciego partnera w postaci postkomunistycznej Lewicy. Podobnie jak porozumienie CDU/CSU z Zielonymi, których od chadecji (zwłaszcza bawarskiej CSU) dzieliła zawsze przepaść. Utworzenie rządu może więc być niemożliwe i tygodnik „Der Spiegel" nie wyklucza nawet powtórnych wyborów jako jedynego sposobu na przezwyciężenie politycznego pata. Tym bardziej że pani Merkel w niedzielnym wywiadzie telewizyjnym wycofała się ze swych słów, zapewniając, że nie ma „żadnego prawdopodobieństwa" koalicji jej partii z SPD.
– Nic nie jest jeszcze przesądzone. Nie wykluczałbym koalicji SPD, Zieloni i postkomuniści. Ci ostatni zgłaszają gotowość współpracy – mówi „Rz" prof. Klaus Schroeder, politolog. Szanse na takie rozwiązanie są niewielkie chociażby dlatego, że postkomuniści są nadal na zachodzie kraju utożsamiani dość powszechnie z komunistycznym reżimem NRD.