Władimir Putin przekroczył kolejny próg w walce o powstrzymanie ukraińskiej rewolucji. Nad ranem uzbrojeni ludzie, przedstawiający się jako samoobrona krymskich Rosjan, zajęli dwa główne lotniska Krymu w Sewastopolu i Symferopolu. Mieli wszystkie cechy regularnych żołnierzy poza jedną: nie nosili oznak. Później widziano rosyjskie helikoptery nad półwyspem oraz kolumny transporterów wojskowych poruszających się po drogach regionu.
Jednocześnie Wiktor Janukowycz wystąpił na konferencji prasowej w Rostowie nad Donem w Rosji. To także wrogi akt wobec nowych władz w Kijowie, które wydały międzynarodowy list gończy za byłym prezydentem. Tym bardziej że Janukowycz zachęcał ludność zarówno Krymu, jak i innych regionów Ukrainy zamieszkałych przez Rosjan do zbuntowania się przeciwko rządowi w Kijowie.
Na razie reakcja Zachodu jest wstrzemięźliwa. Szef Komisji Europejskiej Jose-Manuel Barroso wydał oświadczenie, w którym apeluje o zachowanie integralności terytorialnej Ukrainy. Jednak rzeczniczka KE ds. zagranicznych Maja Kocijancic powiedziała „Rz", że w Brukseli nikt nie dyskutuje ani o ewentualnych sankcjach wobec Moskwy, ani o zwołaniu nadzwyczajnego spotkania szefów dyplomacji państw UE.
Stonowana jest też reakcja Waszyngtonu. Sekretarz stanu USA John Kerry przyznał, że jest „uspokojony" zapewnieniami szefa MSZ Rosji Siergieja Ławrowa, że za okupację lotnisk „nie jest odpowiedzialna rosyjska armia".
– Putin jeszcze nie ma jasnej koncepcji rozwiązania kryzysu na Ukrainie. Sonduje, jak bardzo kosztowna byłaby dla niego interwencja zbrojna i czy nie lepiej utrzymywać stan napięcia na Ukrainie, aby skompromitować nowe władze – mówi „Rz" John Lough z londyńskiego Chatham House.