Przed sądem w Grodnie kazano się stawić 83-letniej kapitan Weronice Sebastianowicz, przewodniczącej Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej. Nieuznawane przez władze stowarzyszenie działa przy również nieuznawanym przez władze Związku Polaków na Białorusi.
Bohaterka i przemyt
Miejscowy urząd celny zarzucił kapitan Sebastianowicz stworzenie szajki przemytników. W kwietniu białoruska milicja zarekwirowała w jej domu paczki z pomocą dla polskich kombatantów na Białorusi, a celnicy postawili jej zarzut przemytu dokonanego „przez nieznaną osobę lub grupę osób, by rozprowadzać towary wśród nieznanych osób". Nie pomogło oświadczenie polskiego konsula w Grodnie Andrzeja Chodkiewicza, że on osobiście przywiózł paczki samochodem, a potem je wniósł do domu pani kapitan w Skidlu pod Grodnem.
Akcję zbierania paczek dla polskich weteranów na Kresach prowadzi Stowarzyszenie Odra–Niemen. – Na Białorusi jest ustawa o pomocy humanitarnej, która praktycznie uniemożliwia udzielanie takiej pomocy – tłumaczył „Rz" wiceprezes stowarzyszenia Eugeniusz Gosiewski. – Może ona iść tylko przez urząd celny, który decyduje, do kogo ona trafi. Dlatego właśnie przewożona jest prywatnie.
Sąd w Grodnie odłożył w końcu rozpatrywanie sprawy o tydzień. – Ja się nie martwię przełożeniem terminu rozprawy – mówiła portalowi Znadniemna.pl Weronika Sebastianowicz. – W tym kraju jestem ciągle za coś sądzona i to pod absurdalnymi zarzutami. W ubiegłym roku sądzili mnie za postawienie krzyża, teraz oskarżają o przemyt paczek z żywnością dla kombatantów, coś nie mniej absurdalnego pewnie wymyślą także za rok.
Oficjalnie o AK
W 2013 roku pani Sebastianowicz była sądzona za ustawienie krzyża na prywatnej posesji, w miejscu śmierci w 1949 roku Anatola Radziwonika, ps. Olech, ostatniego dowódcy dużego polskiego zgrupowania partyzanckiego. Przez cztery lata uniemożliwiał on tworzenie kołchozów w rejonie Szczuczyna i Lidy, zginął, przebijając się przez pierścień obławy NKWD.