- 2,5 mld euro w czasie jednego okresu wyborczego nie jest sumą godną pogardzenia - tłumaczył dzisiaj w Bundestagu minister komunikacji Alexander Dobrindt z bawarskiej CSU.
Zapowiedział też przedstawienie projektu ustawy w październiku tego roku i wprowadzenie opłat z początkiem 2016 roku. Projekt jest od miesięcy przedmiotem licznych kontrowersji. Coraz więcej obywateli RFN jest przeciwnych wprowadzeniu opłat mimo, iż rząd obiecuje, że obniży podatki związane z posiadaniem pojazdów. Przeciwko jest wielu polityków, także z ugrupowań koalicji rządowej. Zastrzeżenia zgłasza także ministerstwo finansów, kierowane przez polityka z CDU. Obiekcje mają landy: Nadrenia Północna Westfalia, Badenia - Wirtembergia i Nadrenia Palatynat. Obawiają się załamania nadgranicznego ruchu turystycznego.
Opory są w Saksonii graniczącej z Czechami i Polską - rosną obawy, że wprowadzenie opłat odbije się niekorzystnie na handlu przygranicznym. Sami Czesi zostawiają w Saksonii podobno 20 mln euro rocznie. Zastrzeżenia ma także Bruksela, która w planach rządowych dopatruje się dyskryminacji cudzoziemców korzystających z niemieckich dróg.
Z dotychczasowych planów wynika, że po wprowadzeniu myta przekraczając granicę Niemiec trzeba się będzie zaopatrzyć w winietę. 10-dniowa kosztować ma 10 euro, a dwumiesięczna - 20 euro. Będą i roczne w cenie 100 euro. Średnio za korzystanie z dróg posiadacze samochodów płacić będą 88 euro.
Są też szacunki z których wynika, że dodatkowe wpływy do budżetu wyniosą 800 mln euro rocznie. Jednak 200 mln kosztować będzie administrowanie całym systemem i o tyle mniejszy będzie zysk. Nie jest więc porażająco wielki i stąd zastrzeżenia.