„Bild Zeitung" przywitał wczoraj francuskiego premiera wielkim nagłówkiem: „Krankreich flop, Deutschland top" („klapa chorej Francji, Niemcy górą"). Wylatując w niedzielę wieczorem z Paryża z pierwszą oficjalną wizytą nad Szprewę, Valls zarzekał się, że nie będzie kanclerz „o nic prosił", lecz jedynie jej „tłumaczył", jaką politykę chce prowadzić.
Prawda jest jednak inna. Z powodu stagnacji gospodarczej, Paryż po raz kolejny nie wywiąże się z obietnicy ograniczenia deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB. W tym roku zamiast 3,7 proc. będzie to 4,4 proc. A unijne normy Francja wypełni dopiero w 2017 r., dwa lata później, niż zapowiedziała.
Pakt fiskalny
Teoretycznie za takie zachowanie Francuzów powinna spotkać surowa i „automatyczna" kara Brukseli. To przewiduje przeforsowany w marcu 2012 r. przez Merkel pakt fiskalny, który miał raz na zawsze wymusić dyscyplinę na europejskich rządach i zapobiec powtórzeniu kryzysu finansowego, który omal nie rozsadził strefy euro w latach 2009–2011.
Valls przyjechał do Berlina, aby wyprosić już trzeci w tej dekadzie wyjątek dla Francji w tej sprawie, a także przekonać kanclerz do uruchomienia funduszy inwestycyjnych, które pociągną wzrost gospodarczy w całej Europie.
Od Merkel Francuz usłyszał miłe słowa, ale co do meritum kanclerz nie poszła na żadne ustępstwa.