Rzeczpospolita: Od kilku miesięcy białoruska dyplomacja pracuje nad poprawą relacji z Unią Europejską. Nieoficjalnie się mówi, że prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko zostanie nawet zaproszony do Rygi na zbliżający się szczyt Partnerstwa Wschodniego. Jak pan ocenia tę sytuację?
Anatol Labiedźka: Gdyby ocieplenie białorusko-unijnych stosunków powodowało zmiany i poprawę sytuacji wewnątrz Białorusi, oceniałbym to pozytywnie. Niestety odbywa się to inaczej. Sytuacja na Białorusi się nie zmienia, w białoruskich więzieniach nadal są więźniowie polityczni, a reżim Łukaszenki zyskuje szansę na utrzymanie władzy przez kolejne lata.
Czyżby to oznaczało, że w związku z sytuacją na Ukrainie, prawa człowieka na Białorusi przestały być tematem priorytetowym dla Unii Europejskiej?
Przez ostatnie dwadzieścia lat polityka zagraniczna była słabą stroną Aleksandra Łukaszenki i białoruska propaganda nie przywiązywała do tego specjalnej wagi. Dziś jednak sytuacja radykalnie się zmieniła. Łukaszenko sprytnie wykorzystuje w swoich interesach sytuację geopolityczną w regionie, a białoruskie media przedstawiają „mińskie rozmowy pokojowe" jako jego osobisty sukces. Co ciekawie polityka zagraniczna zaczęła wyraźnie dominować i zasłaniać poważny kryzys gospodarczy, jaki obecnie przeżywa Białoruś.
Prawdą jest również, że dzięki tragicznej sytuacji na Ukrainie, Łukaszenko osiągnął to, o czym rok temu nie mógłby nawet pomyśleć. Najważniejsze jest, że Zachód zaakceptował Łukaszenkę takim,, jakim jest, bez jakichkolwiek ustępstw z jego strony. Dziś Bruksela jest gotowa z nim rozmawiać nie tylko o sprawach politycznych, lecz także gospodarczych i finansowych.