W Polsce wciąż obowiązuje monopol państwowy na kasyna online. W założeniu miał chronić graczy i budżet państwa. Dlaczego Pana zdaniem ten model nie działa?

Radim Haluza: Monopol miał ograniczyć szarą strefę, a w rzeczywistości ją wzmocnił. W Polsce aż 65 miliardów złotych rocznie krąży w nielegalnym obrocie – to niemal połowa całego rynku. Oznacza to, że połowa obrotów generowana jest w serwisach zagranicznych, które nie płacą podatków, nie stosują zasad odpowiedzialnej gry i nie podlegają polskiemu prawu.

Nie ma w Europie przykładu, w którym monopol online przyniósłby pozytywne efekty. W Finlandii, Danii czy Szwecji doprowadził on do marginalizacji państwowych operatorów, wzrostu szarej strefy i utraty wpływów do budżetu.

Monopol to pozorna ochrona. Państwo nie może konkurować z globalnymi platformami, które działają 24/7, mają atrakcyjniejszą ofertę, lepsze technologie i agresywny marketing. W efekcie gracze – zamiast być chronieni – są wypychani w nieuregulowaną przestrzeń, gdzie nie obowiązuje żadne prawo.

Finlandia, o której Pan wspomina, właśnie odchodzi od monopolu. Co spowodowało tę decyzję?

R.H.: To bardzo znamienny przykład. Veikkaus, fiński operator państwowy, sam poprosił rząd o reformę systemu, ponieważ nie był w stanie konkurować z operatorami offshore. Szara strefa przekroczyła tam 50%, a zaufanie do monopolu spadło. W 2027 roku Finlandia przejdzie na system licencyjny, w którym każdy operator spełniający określone warunki – w tym podatkowe i odpowiedzialnościowe – będzie mógł legalnie działać po uzyskaniu licencji.

To nie jest liberalizacja dla samej liberalizacji. To zmiana, która zwiększa kontrolę państwa – bo państwo zaczyna nadzorować realny rynek, a nie jego niewielką część. Co ważne, poparcie dla reformy wyraziły wszystkie partie polityczne, a nawet sam monopolista. To pokazuje, że można przejść od ideologicznej obrony status quo do pragmatycznej debaty o skuteczności.

Często używa Pan pojęcia „kanalizacja rynku”. Co dokładnie oznacza i dlaczego jest kluczowe w tej dyskusji?

R.H.: „Kanalizacja” to pojęcie, które w branży oznacza skierowanie graczy do legalnych, regulowanych i bezpiecznych kanałów gry. W praktyce chodzi o to, aby jak największa część aktywności graczy odbywała się w systemie, nad którym państwo ma kontrolę – zarówno fiskalną, jak i społeczną.

W Polsce poziom kanalizacji jest dramatycznie niski – szacunkowo około 50%. To oznacza, że połowa rynku funkcjonuje poza systemem. Dla porównania: w Danii i Szwecji wskaźnik kanalizacji przekracza 90%, a kiedy spada o 1–2 punkty procentowe, wywołuje to publiczną debatę.

Brak kanalizacji to brak kontroli. A brak kontroli to ryzyko prania pieniędzy, finansowania działalności przestępczej, utraty podatków i braku jakiejkolwiek ochrony gracza.

To właśnie dlatego uważam, że naszym celem nie powinno być zakazywanie, ale kanalizowanie. Tylko tak można skutecznie walczyć z szarą strefą.

Jakie konkretne zmiany legislacyjne mogłyby realnie poprawić sytuację w Polsce?

R.H.: Po pierwsze – potrzebna jest reforma ustawy hazardowej, która umożliwi wprowadzenie systemu licencji dla operatorów spełniających wysokie standardy.

Po drugie – trzeba usprawnić współpracę między instytucjami finansowymi, dostawcami płatności i regulatorami, tak by ograniczyć możliwości transferów do nielegalnych podmiotów.

Po trzecie – należy postawić na edukację graczy. Większość Polaków nie wie, że w Polsce istnieje tylko jedno legalne kasyno online. Tymczasem w wielu krajach kampanie edukacyjne stały się jednym z kluczowych narzędzi budowania świadomości i przenoszenia ruchu do legalnych kanałów.

Czy prywatni operatorzy mogą w tym procesie odegrać pozytywną rolę?

R.H.:

Oczywiście. W systemie licencyjnym prywatni operatorzy nie są wrogami państwa – są jego partnerami. Mają zbieżne cele.

W Danii, Szwecji czy Holandii to operatorzy finansują programy prewencji uzależnień, szkolenia dla terapeutów i projekty badawcze nad odpowiedzialną grą. W zamian zyskują jasne zasady i stabilne otoczenie prawne.

W Polsce dziś jest odwrotnie – państwowy monopolista jest ograniczany regulacyjnie, a podmioty z szarej strefy mają pełną swobodę. Tego rodzaju asymetria nie sprzyja nikomu. Ani graczom, ani fiskusowi.

Czy widzi Pan realną szansę na zmianę podejścia w Polsce?

R.H.: Myślę, że tak. Branża dojrzewa do wspólnego stanowiska, a dyskusje – jak ta na European Gaming Congress – pokazują, że coraz więcej ekspertów i polityków rozumie, że monopol nie jest rozwiązaniem, tylko problemem.

Zmiana modelu nie jest zagrożeniem dla państwa, ale jego szansą – na większe wpływy, skuteczną kontrolę i bezpieczniejszy rynek. Europa już dawno to zrozumiała. W UE  Finlandia jest w trakcie demonopolizacji, a Austria właśnie rozpoczęła debatę publiczną, która ma przynieść zmiany przepisów od 2027 roku. Polska też do tego dojrzeje,  nie będzie jedynym monopolem w UE.

Materiał Promocyjny