Założyciel Facebooka od kilkunastu miesięcy zabiega o względy Chin. Uczy się chińskiego, czyta myśli prezydenta Xi Jinpinga i uprawia jogging w pełnym smogu Pekinie. O uwagę Kim Dzong Una oficjalnie nie zabiegał nikt z Krzemowej Doliny (chociaż kraj odwiedził Eric Schmidt, były prezes Google - powód wizyty może pozostać w sferze teorii spiskowych), to właśnie w Korei Północnej ruszył właśnie Facebook. Tylko że północnokoreański.

Wiadomo, że w kraju, który od małego uczy dzieci, że Amerykanie to hieny, szakale i zło wcielone, nikt nie będzie imperialistów prosił o pomoc w programowaniu. Korea Północna może przymierać głodem, jednak zawsze znajdą się środki na kształcenie programistów. Wysiłek się opłaca, hackerzy z Północy uchodzą za najlepszych na świecie. Przyznaje to nawet amerykańska armia.

Napisanie klonu Facebooka to dla nich fraszka. Mogą zrobić to z nudów między jednym cyber atakiem na Pentagon a drugim. Przed kilkunastoma godzinami odkryto w sieci północnokoreański serwer, na którym pod adresem www.starcon.net.kp można znaleźć namiastkę serwisu społecznościowego, który zna cały świat. Witrynę stworzono przy użyciu architektury PHP Dolphin, która umożliwia stawianie własnych sieci social mediowych.

W serwisie można było (strona została szybko unieruchomiona) znaleźć konto Kim Dzong Una, były fragmenty wypełnione jeszcze bezsensownymi zlepkami pseudołaciny stosowanej w szablonach programów komputerowych (lorem ipsum), całość okazała się także łatwa do zhackowania. Dokonał tego Andrew McCean, student ze Szkocji, który kliknął przycisk przeznaczony dla administratora i "rozgryzł" tajne hasło. Wystarczyło wpisać jako nazwę admina "admin" i jako hasło "password". Ciekawostką było półgodzinne opóźnienie, z jakim na stronie ukazywały się kolejne posty. Być może wynika to z faktu, że Korea Północna przesunęła sobie samodzielnie strefę czasową pomiędzy czas stosowany w Pekinie i Tokio. Znajduje się właśnie o 30 minut między dwiema oficjalnymi zonami, w strefie, której nie stosuje serwer.