Zadają je przede wszystkim Niemcy. A to dlatego, że już wcześniej problem sygnalizował Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, choć o wiele delikatniej. Orzeczenie, które zapadło w Warszawie, jest na tyle prowokacyjne, że zamieść pod dywan się już go nie da.
Wolfgang Munchau, jeden z najwybitniejszych publicystów nad Renem, wskazuje: „Część argumentów używanych w trakcie debaty w polskim Trybunale okazało się kopiami tych, które wytaczał niemiecki Trybunał Konstytucyjny. Karlsruhe spopularyzowało na przykład takie koncepty jak ultra vires (poza kompetencjami – red.) i zasadę demokracji. Oba wydają się o wiele bardziej niewinne, niż nimi faktycznie są. Niemiecki trybunał uważa, że suwerenność może być delegowana, ale nie dzielona. To oznacza, że TSUE nie może być sędzią we własnej sprawie. A także, że prymat prawa europejskiego nad krajowym nie jest możliwy w obszarach, które wykraczają poza uzgodniony zakres, i to trybunały narodowe decydują, gdzie dokładnie przebiega ta graniczna linia".
Bartosz Dudek, szef redakcji polskiej Deutsche Welle, wpisuje orzeczenia tak niemieckiego jak i polskiego trybunału w trawiący od lat Unię spór o to, kto ma być „szefem, a kto kelnerem" – unijna centrala czy państwa narodowe. Inaczej mówiąc, czy zjednoczona Europa to „coraz bardziej zintegrowana Unia" o wertykalnej strukturze władzy, czy konfederacja, gdzie suwerenami pozostają państwa narodowe, które delegują – ale też mogą odebrać – kompetencje instytucjom europejskim.
Na poziomie politycznym zwolennicy tej pierwszej koncepcji ponieśli decydującą porażkę wraz z przegranymi referendami nad europejską konstytucją we Francji i Holandii w 2005 r. Dziś kraje „27" nie chcą otwierać unijnych traktów, bo wiedzą, że w powszechnym głosowaniu nie ma szans na zatwierdzenie reformy Wspólnoty.
Batalia nie ustała jednak na poziomie prawnym. Bruksela, ale też Luksemburg podtrzymują zasadę bezwzględnego prymatu prawa europejskiego niezależnie od obszaru, który dotyka. W ten sposób – wskazuje „Der Spiegel" – starają się poszerzyć zakres integracji. A więc mimo wszystko budować „coraz bardziej zintegrowaną Unię".