W długo oczekiwanym wyroku z 1 lipca 2014 r. (SK 8/12) Trybunał Konstytucyjny orzekł o niezgodności z konstytucją przepisów art. 88 ust. 1 pkt 2 oraz art. 89 ust. 1 ustawy o ochronie przyrody „przez to, że przewidują (one) obowiązek nałożenia przez właściwy organ samorządu terytorialnego (...) administracyjnej kary pieniężnej za usunięcie bez wymaganego zezwolenia lub zniszczenie przez posiadacza nieruchomości drzewa lub krzewu, w sztywno określonej wysokości, bez względu na okoliczności tego czynu". Wyrok, który został wydany po łącznym rozpoznaniu kilku skarg konstytucyjnych, wychodził naprzeciw oczekiwaniom posiadaczy nieruchomości bezpośrednio narażonych na horrendalne kary, którymi grożą skontrolowane regulacje rangi ustawowej. Trudno tu jednak mówić o ich pełnym, czy choćby połowicznym sukcesie. Po pierwsze: wyrok Trybunału utrzymuje w mocy uznane za niekonstytucyjne przepisy jeszcze przez półtora roku od daty jego publikacji, tj. od 14 lipca 2014 r. Po drugie: widzi tylko wycinek problemu prawnego, w granicach złożonych skarg, nie dotykając przecież jego istoty, jaką jest rażąca ułomność i nieprzystawalność do ładu konstytucyjnego całego ustawowego unormowania ochrony zadrzewień na tle przepisów o własności.
Kosmiczne stawki
Administracyjna kara pieniężna, o której czytamy w wyroku, jest daniną represyjną za usunięcie drzewa lub krzewu bez wymaganego zezwolenia. Mniej zorientowanego czytelnika śpieszę objaśnić, że aby usunąć drzewo lub krzew, posiadacz nieruchomości musi złożyć do właściwego wójta, burmistrza lub prezydenta miasta podanie o specjalne zezwolenie, a w nim podać: swoje personalia i adres, dane osobowe właściciela, tytuł prawny władania nieruchomością, nazwę gatunku drzewa lub krzewu, obwód pnia drzewa na wysokości 130 cm, przeznaczenie terenu, na którym drzewo lub krzew rośnie, przyczynę i termin jego usunięcia, na koniec wreszcie rysunek lub mapę usytuowania drzewa lub krzewu w stosunku do granic nieruchomości oraz znajdujących się na niej obiektów budowlanych (przytaczam te sformułowania za art. 83 ust. 4 ustawy). Po spełnieniu przez wnioskodawcę tych wszystkich warunków może być wydane zezwolenie, z którym jednak idzie w parze wymierzenie opłaty za usunięcie drzewa według stawek określonych w rozporządzeniach wykonawczych ministra środowiska i corocznie waloryzowanych stosownie do przyjętych w ustawach budżetowych średniorocznych wskaźników cen towarów i usług. Wysokość tych stawek przyprawia o zawrót głowy; dość powiedzieć, iż obecnie opłata liczona jest na podstawie jednostkowej stawki za każdy centymetr obwodu pnia, która wynosi – zależnie od gatunku drzewa – od 13,52 do 337,21 zł (!).
Prawdziwy problem prawny zaczyna się po usunięciu drzewa lub krzewu bez zezwolenia, tj. gdy posiadacz nieruchomości nie wystąpił w ogóle o zezwolenie bądź też, złożywszy stosowne podanie, nie czekał na jego uzyskanie. Wkracza wówczas rygor administracyjnej kary pieniężnej, która po myśli uznanego za niekonstytucyjny przepisu art. 89 ust. 1 ustawy stanowi trzykrotność opłaty za usunięcie drzewa lub krzewu ustalonej na podstawie omówionych już stawek jednostkowych. Trybunał Konstytucyjny dopatrzył się w tym przepisie niezgodności z konstytucyjnymi gwarancjami dla prawa własności (art. 64 ust. 1 i 3), co samo w sobie jest intrygujące, gdyż kontrolowane przepisy ustawy o ochronie przyrody jak ognia unikają choćby dotknięcia sfery praw właścicielskich, a adresowane są wyłącznie do „posiadaczy nieruchomości". Tak więc obowiązek uzyskania zezwolenia, uiszczenia orzeczonych opłat, a w końcu także administracyjnych kar pieniężnych ustawa wiąże z samym posiadaniem nieruchomości, a nie z prawnym tytułem władania. Przyjęte prostackie rozwiązanie rodzi także skutki nieprzewidziane przez prawodawcę, a niekiedy wprost tragikomiczne.
W stronę groteski
W art. 83 ustawa wymienia podmioty wyłącznie legitymowane do złożenia wniosku o zezwolenie na usunięcie drzewa. Są to: posiadacz nieruchomości oraz właściciel urządzeń wymienionych w art. 49 kodeksu cywilnego, jeżeli drzewa przeszkadzają w ich funkcjonowaniu. Właściciel nieruchomości niebędący jej posiadaczem nie ma na podstawie tego przepisu tytułu do ubiegania się o stosowne zwolnienie, mimo że to on, a nie posiadacz, jest właścicielem feralnego drzewa. Jednocześnie musi powstać wątpliwość, czy właściciela niebędącego posiadaczem nieruchomości w ogóle dotyczy obowiązek uzyskania zezwolenia. Łatwo sobie wyobrazić groteskową sytuację, gdy taki właściciel, nawet naruszając cudze faktyczne władztwo, usunie ze swej nieruchomości drzewo lub krzew, nie dbając o zezwolenie, po czym bez trudności wykaże, iż w jego wypadku zezwolenie nie jest „wymagane" w rozumieniu art. 88–89 ustawy o ochronie przyrody, ponieważ nie jest on wymieniony wśród osób uprawnionych (a jednocześnie zobowiązanych) do złożenia wniosku. Podobnie jest zresztą z każdą inną osobą niebędącą posiadaczem nieruchomości, np. właścicielem nieruchomości sąsiedniej. Wiadomo już zresztą o szerzącej się praktyce cichej „pomocy dobrosąsiedzkiej" w tych sprawach. W myśl generalnej zasady wyrażonej w art. 84 ust. 1 ustawy „posiadacz nieruchomości ponosi opłaty za usunięcie drzew i krzewów". Czy na gruncie tak niezdarnie ułożonego przepisu posiadacz odpowiada także za cudze działanie? To jest już wszelako, jak mawiał Czechow, temat na inne opowiadanie.
Na tle nadmiernego, a w istocie nie całkiem zasadnego, wyeksponowania obrazy konstytucyjnych gwarancji dla własności pozostawia niedosyt brak wskazania w cytowanym wyroku na niezgodność kontrolowanych przepisów z tak często używanym (nadużywanym?) wzorcem z art. 2 konstytucji, mimo wyraźnie deklarowanego oczekiwania skarżących w tej sprawie. Tymczasem regulacja instytucji administracyjnej kary pieniężnej w ustawie o ochronie przyrody budzi najwięcej wątpliwości właśnie na tle hołubionych przez Trybunał Konstytucyjny standardów demokratycznego państwa prawa.