Pacquiao na zawodowych ringach jest obecny od 26 lat, nigdy nie unikał wielkich wyzwań. Jego ostatni pojedynek, który stoczył prawie dwa lata temu z broniącym wówczas mistrzowskiego tytułu Keithem Thurmanem, tylko to potwierdza.
Wygrał pewnie i zamknął usta tym, którzy wysyłali go na emeryturę. W najbliższą sobotę miał walczyć w Las Vegas z innym wielkim czempionem wagi półśredniej, Errolem Spence'em Jr., i nie brakowało głosów, że to „o jeden most za daleko". Do tego pojedynku jednak nie dojdzie, bo okazało się, że Spence Jr jest kontuzjowany (naderwanie siatkówki oka) i zastąpi go 35-letni Kubańczyk Yordenis Ugas, aktualny posiadacz pasa WBA, tego samego, który Pacquiao odebrał Thurmanowi.
Ugas, choć mniej znany od Spence'a, będzie równie wymagającym rywalem. Kubańczyk to były mistrz świata amatorów (2005) i brązowy medalista olimpijski z Pekinu (2008). Będzie miał przewagę wzrostu i zasięgu, do tego potrafi skutecznie kontrować i przystosować się do każdego stylu.
Walczący z odwrotnej pozycji Pacquiao jest jednak pięściarzem wyjątkowym, wybiera w ringu rozwiązania inne niż wszyscy, a siła jego ciosu wciąż robi wrażenie nawet na większych i cięższych niż Ugas.
Nie chce się wierzyć, że Pacquiao pierwszy mistrzowski tytuł zdobył w wadze muszej, by po latach sięgnąć po pas w kategorii superpółśredniej. To mniej więcej tak, jakby nasz, nieżyjący już jedyny mistrz świata amatorskiego boksu, Henryk Średnicki (51 kg) rzucił wyzwanie Jerzemu Rybickiemu (71 kg), ostatniemu polskiemu złotemu medaliście olimpijskiemu, i go pokonał.