Niemcom powodzi się ostatnio doskonale. Narzekają jednak i psioczą po staremu, nie przyjmując do wiadomości informacji rządu, że niemiecka gospodarka wyszła z kryzysu wzmocniona jak żadna inna w Europie.
– Obywatelom trzeba uświadomić, że jest lepiej, niż myślą – orzekł Bundestag i powołał do życia specjalną komisję, której zadaniem jest opracowanie specjalnego wskaźnika określającego poziom szczęśliwości obywateli. Ma zastąpić wskaźnik wzrostu gospodarczego mierzony wartością produktu krajowego brutto, czyli PKB. – Będzie to narodowy indykator poziomu szczęśliwości brutto – żartują niemieckie media. Politycy traktują sprawę jak najbardziej serio.
– Nowy wskaźnik będzie wyznacznikiem działań rządu pozwalającym ocenić, w jakim stanie jest społeczeństwo i czy obywatelom powodzi się dobrze czy źle – twierdzi Daniela Kolbe (SPD), członkini nowej komisji. Jak to zrobić, jeszcze nie wiadomo. Komisja ma dwa i pół roku na myślenie.
Już dzisiaj wiadomo, że Niemców trudno będzie wyleczyć z pesymizmu. Nie bacząc na sukcesy gospodarcze, coraz więcej obywateli negatywnie ocenia rzeczywistość. Prawie połowa obywateli (48 proc.) ocenia źle niemiecki model społecznej gospodarki rynkowej. Tymczasem piętnaście lat temu trzy czwarte Niemców uważało, że jest to model niemal doskonały. Co więcej, jedynie co piąty obywatel jest zdania, że w wyniku wzrostu gospodarczego polepszy się ich sytuacja materialna. Ponad dwie trzecie skarży się na brak sprawiedliwości społecznej. Z funkcjonowania demokracji zadowolona jest połowa obywateli, o 12 punktów procentowych mniej niż rok wcześniej. Nie przypadkiem więc neologizm „Wutbürger” (Wściekły obywatel) uznany został w minionym roku za Słowo Roku 2010 przez Towarzystwo Języka Niemieckiego.
Socjolodzy i politolodzy nie znajdują wyjaśnienia, dlaczego relatywnie bogaci Niemcy są wściekli i od lat należą do najbardziej pesymistycznych narodów świata. – Niemcy są prorokami końca świata i skłaniającymi się ku apokalipsie romantykami – twierdzi Matthias Horx, badacz trendów społecznych. Jego zdaniem nie ma takiej siły, która przekształciłaby Niemców w naród szczęśliwy. Lewicowy politolog Christoph Butterwegge jest zdania, że Niemców razi przede wszystkim pogłębiający się podział na biednych i bogatych, co jest nie do pogodzenia z ich poczuciem sprawiedliwości. – W roku ubiegłym 800 tys. obywateli wyłączono prąd, bo nie byli w stanie zapłacić rachunków – mówi Butterwegge, przypominając równocześnie o milionowych pensjach niemieckich menedżerów i gwałtownym kurczeniu się klasy średniej.