Prywatka to nie impreza. To kobieta

Czy z lachonkiem chodzi się do łóżka, kiedy jest luzik arbuzik, a kiedy będą dymy – wyjaśnia językoznawca dr Katarzyna Kłosińska

Publikacja: 26.08.2011 19:33

?Czadu dawało się na koncertach rockowych już w latach 80. Na zdjęciu tegoroczny Przystanek Woodstoc

?Czadu dawało się na koncertach rockowych już w latach 80. Na zdjęciu tegoroczny Przystanek Woodstock

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski

Skończyły się wakacje. Dla wielu spośród uczniów zaje...ste.

Kiedy byłam w podstawówce, zaje...sty oznaczał tyle co jaskrawy. Nic nie wskazywało, że stanie się synonimem słów „świetny, fajny". Odnoszę wrażenie, że niektórzy odbierają świat zero-jedynkowo, tylko w kategoriach: coś jest zaje...ste – coś nie jest zaje...ste.

Jak fajne i niefajne.

Jako studentka musiałam uczęszczać na studium wojskowe. Tam pewien pułkownik do oceny rzeczywistości używał dwóch sformułowań: „O! student – fajnie! i Oj, oj! student – niefajnie. Nie ma innych kategorii – estetycznych czy moralnych. Nie mówi się, że coś jest ładne, piękne, wyszukane, dobre, uczciwe, smaczne, wygodne – jest zaje...ste, tak jak w wojsku było fajne albo niefajne. Poza tym ten przymiotnik jest po prostu wulgarny. Kryje w sobie czasownik – wiadomo jaki.

Mówi pani tylko o części wyrazu. Do tego wstydliwie schowanej w prefiksy i sufiksy. A co z taką, przepraszam za wyrażenie, dupą? Usłyszałam w autobusie zwierzenie chłopaka, który właśnie rozstał się ze swoją dupą. I wyrażał żal, bo – co tu dużo mówić – „w sumie była to fajna dupa, troskliwa i wrażliwa". Czyli w sumie porządna. Choć nie wiadomo, czy blada.

Biedaczek! Taka porządna dupa, a musiał się z nią rozstać! W środowisku gimnazjalistów dupa zaczyna funkcjonować jako słowo zastępujące dziewczynę. Dupa to po prostu dziewczyna – bez żadnych podtekstów (co, prawdę mówiąc, wciąż budzi moje zdziwienie). Być może następuje taki proces, jaki nastąpił z panienką. Kiedyś to słowo oznaczało osobę lekkich obyczajów. Potem, jeśli facet miał panienkę, oznaczało to dziewczynę tylko do łóżka. Z czasem panienka straciła negatywny wydźwięk. Wszystko dlatego, że rozluźniają nam się obyczaje. Kiedy sypianie z kimś przed ślubem stało się czymś powszechnym i przestaje budzić zgorszenie, negatywny wydźwięk niektórych słów odchodzi.

Podobnie było z kobietą, o której w XVI wieku pisano: „Mogąć męże przezywać żony kobietami, aleć też nie do końca mają rozum sami". Kobieta – zanim stała się neutralna – była nazwą obelżywą, oznaczała głównie ladacznicę. Na przyzwoitą mówiło się niewiasta, białogłowa.

Dziś powiedzielibyśmy laska?

Laska to wzór piękna: wysoka, szczupła. To kobieta, z którą można się pokazać.

Ale w wieku starczym, kiedy dokucza kręgosłup, to się nią człowiek podpiera.

Młodzież, od której się zaczęła kariera laski, nie myśli jeszcze o podpieraniu. Raczej o czymś nieodłącznym, z czym się wychodzi na zewnątrz. Z przedmiotem reprezentacyjnym.

Takie uprzedmiotowienie powinno kobiety obrażać!

Jeśli o obrażaniu mowa – pamiętam sprawę lachonka. Pewna dziennikarka nazwała w ten sposób celebrytkę, która zaczęła się pojawiać w towarzystwie innego celebryty.  Powiedziała: „znalazł sobie niezłego lachonka". No i się zaczęło. Pytano mnie, co to znaczy lachonek, czy to obraźliwe. Co do obrażania się, wszystko jest sprawą wrażliwości. Natomiast lachonek wywodzi się od słowa laska, jest jego uwspółcześnioną wersją. A laska to przecież kobieta, która zwraca na siebie uwagę dzięki walorom fizycznym. O niemodnie ubranej intelektualistce w ten sposób nie powiemy. No i teraz pytanie: czy lachonek to jest osoba, z którą się chodzi do łóżka? Otóż niekoniecznie. Zawsze powtarzam, że jeśli ktoś godzi się na to, żeby biegali za nim fotografowie, a potem tabloidy opisywały, jak to zakłada pierścionek zaręczynowy, a potem wyrzuca go do rynsztoka, jak jest z jednym mężczyzną, potem z innym, jak rodzą mu się dzieci, jak się kłóci, cieszy, je kraby czy hot-dogi – musi liczyć się z tym, że dziennikarze będą chcieli zajrzeć nie tylko do talerza w restauracji, ale i do sypialni. Używanie takich słów jak lachonek, które mają niedookreślone znaczenie, jest bardzo sprytne. Niby się nie powiedziało, że ten pan używa tej pani w sypialni, ale kto będzie chciał, to sobie tak pomyśli.

Czy o tej dziewczynie można powiedzieć, że się sfrajerowała?

Frajer to po prostu ktoś naiwny, głupiec, niedoświadczony – tak jak w XIX-wiecznej gwarze warszawskiej, z której się wywodzi (mówiono też:  bity frajer, dęty frajer). W niektórych środowiskach jednak frajer jest najgorszą obelgą, a to za sprawą gwary więziennej, w której to słowo jest kluczowe. Ludzie grypsują, tworzą więzienną subkulturę. Ich przeciwieństwem są frajerzy – najgorsza kategoria więźniów, osoby wykluczone ze społeczności, takie, z którymi można zrobić wszystko. Język więzienny służy temu, czemu poza więzieniem służy system norm i zachowań: utrzymaniu hierarchii.

Teraz miejsce frajera na najniższym szczeblu hierarchii społecznej zajął dekiel. W internecie powstał nawet tasiemiec „D jak dekiel", wzorujący się na dialogach z „M jak miłość". Do tego jest piosenka „D jak dekiel". „Wiele imion ma, D jak dekiel niepozorny tak, D jak dekiel chodzi drogą swą, gdy go mijasz, czemu wtedy odwracasz wzrok?"

Dekiel to przede wszystkim pokrywka. Potocznie dekiel mówi się na głowę, choć raczej w kontekstach wskazujących na to, że czegoś pod tym deklem brakuje. Gdy więc mówimy o czyjejś głowie dekiel, to raczej nie mamy dobrego wyobrażenia o jego intelekcie. Autorzy filmu „D jak dekiel" – świadomie lub nie – nawiązali do opozycji: uczucie kontra rozum. M jak miłość, czyli uczucie i D jak dekiel, czyli głowa, która jest synonimem mądrości czy raczej – w kontekście dekla – jej braku. To zabawne gry językowe, wykraczające poza poziom jednego zdania czy tekstu. Zwolenników tkliwego serialu „M jak miłość" określamy w sposób prześmiewczy, sugerując, że zamiast głowy mają dekiel.

No a luzik? Jest go coraz więcej. Może to być luzik, czadzik, megaluzik lub luzik arbuzik. Ale to już chyba zanadto infantylne.

Luz jest stanem, w którym jesteśmy spokojni, odprężeni, nie napinamy się. Ta metafora ma podłoże fizjologiczne. Gdy człowiek jest zestresowany, to mięśnie mu się kurczą, napinają – o takiej zdenerwowanej, niespokojnej osobie mówimy, że jest spięta, napięta, że jest kłębkiem nerwów itp.

Spięty przynajmniej nie jest leżakiem. A ci – chociaż lato się kończy – leżą w parkach, na ławkach, no i na dworcach. O leżakach można też usłyszeć w pogotowiu ratunkowym.

Leżak to trochę żartobliwa nazwa osoby nieprzytomnej po wypiciu alkoholu, stosowana przez ratowników medycznych. Każde środowisko ma swój język – jest on znakiem rozpoznawczym ludzi wykonujących jakiś zawód.

O leżaku mówi się też, że jest zawiany. Ale dlaczego na przykład nie nasłoneczniony?

Zawiany to jest raczej nie leżak, tylko osoba, która jeszcze chodzi. Zawiany jest pijak widziany oczami przechodniów, sąsiadów itp. – chodzi chwiejnym krokiem, jakby go wiatr zawiał. Nie może się utrzymać w pionie.

Jest też zazwyczaj czerwony. Ale do tego nikt nie nawiązuje.

To tylko kwestia świeżości spojrzenia. Mój sześcioletni syn uważa, że każdy pijak jest „zużyty i napoczęty" – tak mówi zawsze, gdy widzi zawianych panów pod sklepem.

A skąd się wziął czad? Czy pochodzi od kraju w Afryce, czy od oparów tlenku węgla, przed którymi komendant straży pożarnej ostrzega: bądź czujny?

Czad to woń spalenizny. W znaczeniu przenośnym zaczął się pojawiać powszechnie w latach 80. Dawało się czadu na koncertach rockowych – grano tak głośno i energicznie, jakby zaraz miały się przepalić wszystkie urządzenia na scenie, a gdy coś się pali, to jest i czad; stąd metafora dawania czadu. Widać tu, jak te metafory są spójne, jednolite – opisują świat w sposób wręcz systemowy: intensywne działania, w które wkładamy mnóstwo emocji, odbieramy jako coś, co pali. Zresztą mówi się też:  rozpalić namiętności, serca, zagorzały przeciwnik. Gdy zaś ma nastąpić jakaś nieprzyjemna, ale ekscytująca sytuacja, mówimy: będą dymy.

Kiedyś prywatkę można było wyprawić. Teraz można ją odprawić. Ale najpierw zamówić. Prywatka to już bowiem nie impreza, ale kobieta pracująca w branży, w której specjalizują się agencje towarzyskie.

Prywatka to chyba taka pani, którą zamawia się do domu? Niewykluczone, że mamy tu do czynienia z rodzajem specjalizacji zawodowej. Może też być na prywatny użytek, czyli dla konkretnych klientów. Słowo zatem zostało, choć zmieniło znaczenie. Prywatki się wyprawiało w połowie ubiegłego wieku – słownik z przełomu lat 50. i 60. tak je opisywał: „Prywatka – wieczorek taneczny w prywatnym mieszkaniu, połączony z przyjęciem, herbatką". Jakież to było niewinne! Być może wraz ze zmianą charakteru takich „wieczorków" zmieniały się ich nazwy – gdy herbatki ubywało na rzecz innych napojów i gdy „Czerwone gitary" zastąpiły zespoły, które  dawały czadu, to i prywatka przekształciła się w imprezę, potem imprę, a teraz chyba domówkę.  Te słowa są znakami rozpoznawczymi różnych pokoleń – obecni 60-latkowie bawili się na prywatkach, ich dzieci – na imprezach, a wnuki – domówkach. Język młodzieżowy zmienia się bardzo szybko, bo każde pokolenie ma potrzebę wyróżnienia się, zaznaczenia swojej odrębności. Dlatego na przykład na forach internetowych – gdzie przecież panuje anonimowość – czasami po słownictwie można poznać, kto jest z jakiego pokolenia.

Zawsze swoim studentom na zajęciach z kultury języka powtarzam, że są pewne granice pokoleniowe – to, co dla nich jest neutralne, dla innych (trochę starszych)  może być niestosowne, wręcz wulgarne.  Tak właśnie jest z zaje...stym i z dupą.

Której nie chcemy zawracać.

To już lepiej „nie zawracać gitary".

Skończyły się wakacje. Dla wielu spośród uczniów zaje...ste.

Kiedy byłam w podstawówce, zaje...sty oznaczał tyle co jaskrawy. Nic nie wskazywało, że stanie się synonimem słów „świetny, fajny". Odnoszę wrażenie, że niektórzy odbierają świat zero-jedynkowo, tylko w kategoriach: coś jest zaje...ste – coś nie jest zaje...ste.

Pozostało 97% artykułu
Społeczeństwo
Sondaż: Czy Izrael dopuszcza się zbrodni wojennych w Strefie Gazy? Jednoznaczna ocena Polaków
Społeczeństwo
Policjanci użyli paralizatora, mężczyzna zmarł. Zostaną wydaleni ze służby?
Społeczeństwo
IMGW ostrzega: Kolejny burzowy dzień. Ostrzeżenia pierwszego i drugiego stopnia
Społeczeństwo
Martwy łoś leżał na drodze dwa dni. Gmina wiedziała, urzędnicy się tłumaczą
Społeczeństwo
Ostrzeżenia pogodowe w Polsce. IMGW alarmuje: Gradobicia, wiatr i ulewy
Materiał Promocyjny
CERT Orange Polska: internauci korzystają z naszej wiedzy