O leżaku mówi się też, że jest zawiany. Ale dlaczego na przykład nie nasłoneczniony?
Zawiany to jest raczej nie leżak, tylko osoba, która jeszcze chodzi. Zawiany jest pijak widziany oczami przechodniów, sąsiadów itp. – chodzi chwiejnym krokiem, jakby go wiatr zawiał. Nie może się utrzymać w pionie.
Jest też zazwyczaj czerwony. Ale do tego nikt nie nawiązuje.
To tylko kwestia świeżości spojrzenia. Mój sześcioletni syn uważa, że każdy pijak jest „zużyty i napoczęty" – tak mówi zawsze, gdy widzi zawianych panów pod sklepem.
A skąd się wziął czad? Czy pochodzi od kraju w Afryce, czy od oparów tlenku węgla, przed którymi komendant straży pożarnej ostrzega: bądź czujny?
Czad to woń spalenizny. W znaczeniu przenośnym zaczął się pojawiać powszechnie w latach 80. Dawało się czadu na koncertach rockowych – grano tak głośno i energicznie, jakby zaraz miały się przepalić wszystkie urządzenia na scenie, a gdy coś się pali, to jest i czad; stąd metafora dawania czadu. Widać tu, jak te metafory są spójne, jednolite – opisują świat w sposób wręcz systemowy: intensywne działania, w które wkładamy mnóstwo emocji, odbieramy jako coś, co pali. Zresztą mówi się też: rozpalić namiętności, serca, zagorzały przeciwnik. Gdy zaś ma nastąpić jakaś nieprzyjemna, ale ekscytująca sytuacja, mówimy: będą dymy.
Kiedyś prywatkę można było wyprawić. Teraz można ją odprawić. Ale najpierw zamówić. Prywatka to już bowiem nie impreza, ale kobieta pracująca w branży, w której specjalizują się agencje towarzyskie.
Prywatka to chyba taka pani, którą zamawia się do domu? Niewykluczone, że mamy tu do czynienia z rodzajem specjalizacji zawodowej. Może też być na prywatny użytek, czyli dla konkretnych klientów. Słowo zatem zostało, choć zmieniło znaczenie. Prywatki się wyprawiało w połowie ubiegłego wieku – słownik z przełomu lat 50. i 60. tak je opisywał: „Prywatka – wieczorek taneczny w prywatnym mieszkaniu, połączony z przyjęciem, herbatką". Jakież to było niewinne! Być może wraz ze zmianą charakteru takich „wieczorków" zmieniały się ich nazwy – gdy herbatki ubywało na rzecz innych napojów i gdy „Czerwone gitary" zastąpiły zespoły, które dawały czadu, to i prywatka przekształciła się w imprezę, potem imprę, a teraz chyba domówkę. Te słowa są znakami rozpoznawczymi różnych pokoleń – obecni 60-latkowie bawili się na prywatkach, ich dzieci – na imprezach, a wnuki – domówkach. Język młodzieżowy zmienia się bardzo szybko, bo każde pokolenie ma potrzebę wyróżnienia się, zaznaczenia swojej odrębności. Dlatego na przykład na forach internetowych – gdzie przecież panuje anonimowość – czasami po słownictwie można poznać, kto jest z jakiego pokolenia.
Zawsze swoim studentom na zajęciach z kultury języka powtarzam, że są pewne granice pokoleniowe – to, co dla nich jest neutralne, dla innych (trochę starszych) może być niestosowne, wręcz wulgarne. Tak właśnie jest z zaje...stym i z dupą.
Której nie chcemy zawracać.
To już lepiej „nie zawracać gitary".