– Zaczynałam od obierania ziemniaków – wspomina Ewa Chilińska-Baftija, rodowita krakuska, od 1989 r. mieszkająca w Austrii. – Wszystkie dyplomy mogliśmy sobie powiesić na ścianie. Mój mąż, choć jest historykiem, pracował w tartaku.
Pani Ewa przyjechała do obcego kraju z rodziną i bez pieniędzy. – Z pierwszą pensją poszłam do sklepu i zamiast mleka kupiłam kwaśne mleko. Wtedy postanowiłam, że nie będę ciemniakiem i nauczę się niemieckiego – opowiada. – Zrobiłam też w Austrii prawo jazdy. I to bez tłumacza. Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych.
Dziś prowadzi dwa hotele w Ramingstein w regionie salzburskim. Jak z pomocy kuchennej awansowała na bizneswoman? Do zakupu pierwszego obiektu zachęcił ją brat. – Powiedział: „Jest taki stary hotel, kup go, bo ty masz chyba dobrą rękę do biznesu" – wspomina rozmówczyni „Rz".
Wzięła kredyt, zrobiła remont. Potem przez lata budowała markę hotelu Gasthof Durigon i zabiegała o klientów. Biznes zaczął się kręcić. Za sukcesem pierwszego hotelu przyszedł pomysł na zakup drugiego.
Polkę docenili hotelarze z Ramingstein. W zeszłym roku wybrali ją na prezesa izby turystycznej. Promuje gminę za granicą, we wrześniu na targach turystycznych zachęcała Polaków, by na wypoczynek wybrali się właśnie tam. – Od kiedy została prezesem, przyjeżdża do nas coraz więcej gości. Jej pracę i ja, i hotelarze oceniamy wzorowo – podkreśla Franz Winkler, burmistrz Ramingstein. Zaznacza, że dzięki Chilińskiej-Baftii turyści przyjeżdżają nawet latem. Wielu z nich to Polacy. W ściąganiu ich do Austrii pomaga założone przez Chilińską-Baftiję biuro podróży w Krakowie.